O nas

Blondynka: Kim jesteś Megi?

Nie będzie górnolotnych słów i niezbyt wiele będzie o świętości.
Nieco ponad 20 lat stąpam po tej kieleckiej ziemi i okolicznych wsiach, swoimi 155 centymetrami otrzymanymi z Góry.

Jaka jestem?
Złośliwa, nieznośna, czasami niestety wredna i zazdrosna.
Na pewno nieidealna. Na pewno nieświęta. Na pewno niebezbłędna.
Jestem zwyczajną w swej odmienności młodą kobietą. Popełniającą błędy, nie leżącą krzyżem 24h/dobę 7 dni w tygodniu ale żyjącą jak przykładowo Ty.
Dzielnie lub mniej dzielnie studiuje Położnictwo i jestem cholernie szczęśliwa,
że znalazłam się własnie na tym kierunku. Kocham swoje studia. Do niedawna dzielnie walczyłam z nutami na pięciolinii. To cudowny czas roku nauki w Studium Organistowskim. Myślę, że jeszcze do tego wrócę i będę tą która na sali porodowej będzie grać Metalicę albo ckliwe, delikatne melodię. Nie od dziś wiadomo jak wielką siłę w swej kruchości ma muzyka.

Idealnie opisujące mnie przymiotniki?
Nonkonformistyczna. Spóźnialska. Z przerostem ambicji nad siłami fizycznymi i psychicznymi. Nieogarnięta, kłótliwa, lubiąca rządzić i brać odpowiedzialność.
Nade wszystko ratująca innych, niekiedy narażając siebie.
Na zabój wierząca w to, że w każdym człowieku jest dobro. Naiwna do bólu, ufająca w dobre intencje ludzi. Dająca szansę, ale nie popełniająca tych samych błędów.
Stanowcza ale też ulegająca. Odkładająca wszystko na ostatnią chwilę.
Delektująca się prowadzeniem auta i nieustannie szukająca nowych celów - tych podróżniczych też.

Na pewno szczera, chyba tak samo do bólu jak i naiwna.
Megi to ta, która ma niewyparzony język, dąży do celu choć ma słomiany zapał.
Ceniąca przyjaciół ponad wszystko na tej ziemi. Walcząca o każdego człowieka - ale do czasu.

Nie ma gotowego przepisu na to jaka jestem.
O przepis trzeba by zapytać Pana Boga, bo muszę przyznać, że jestem przekonana o tym, jak wielki ma wpływ na kształtowanie mojego serca i formowanie duszy.
Nie lubię wszystkich, wielu nawet nie toleruje ale kocham ludzi. Nawet chyba należałoby powiedzieć ciut więcej - nie potrafię funkcjonować bez ciepła ludzi, bez ich radosnych oczu, bez uśmiechu, bez towarzystwa i bez ich pięknych serc i wrażliwych dusz.
Wierzę, że ludzie w gruncie rzeczy są przepełnieni dobrem tylko czasami głupio im tą dobroć pokazać światu bo chcą być modni i na czasie.

Motto? Jeśli jesteś niski jak Zacheusz, niech Twoje serce będzie troskliwe jak Marty, pełne dobroci jak Maryi, ciche jak Józefa, szaleńczo kochające jak Jezusa
i tak WIELKIE by pomieścić mądrość, miłość i miłosierdzie.
Bo jestem głęboko przekonana, że rozliczani będziemy nie z czynów a z miłości!


Brodacz: Kim jestem? Podoba mi się, jak na to pytanie odpowiadano kilka wieków po Chrystusie. Rzymscy okupanci, chcąc wyplewić chrześcijaństwo, pytali ludzi, kim są. Tylko wtedy to pytanie było równoznaczne z tym, w co wierzysz. Odpowiadano pod groźbą kary śmierci. W co wierzę? W kolejności od najważniejszego – jestem chrześcijaninem, człowiekiem, Sebastianem Banasiewiczem, synem, bratem, polakiem, studentem, blogerem, za chwilę pisarzem, kiedyś prawie budowlańcem. Sobą. Odpowiedź jest gdzieś pośrodku wszystkich wymienionych odpowiedzi. Staram się pamiętać w tym wszystkim o jednym. Jestem indywidualnością. Jestem niepowtarzalny. Jestem wyjątkowy.

Po internecie krążył kiedyś filmik „Dłuto Pana Boga”. Dwaj komicy wymyślili kilkuminutowy dialog pomiędzy pewnym mężczyzną a Jezusem. Nadawca był typowym facetem po 30 – żona, dzieci, problemy w domu i pracy. Adresat był Bogiem w jeansach i lekką nadwagą. Humorystyczna rozmowa kończyła się prośbą o usunięcie wszelkich wad u mężczyzny. Jezus po kilku prośbach wyjął dłuto. Zaczął rzeźbić, podczas gdy bohater dramy wymieniał swoje wady, pomyłki, grzechy. Po kilkunastu uderzeniach Jezus skończył. Mężczyzna zdziwił się, że nic się nie zmieniło. Na koniec usłyszał prośbę, żeby wreszcie uwierzył, że jest „arcydziełem Pana Boga”. Dlatego wstając, zawracam się do Boga: – „Twój Ulubieniec wstał. Co robimy?”.

182 cm, 72,5 kilo, 23 lata. Albo robię wszystko naraz, albo obijam się cały dzień. Sprowadza sie to do tego, że raz w tygodniu robię 130% normy, a w pozostałe dni nie zrobię nawet 30%. Chciałbym być perfekcjonistą, pedantem i lalusiem. Jednak o 9 rano bliżej mi do lenia, klikającego na drzemkę, z włosami stojącymi na wszystkie strony. Ludzie mnie wkurzają. Mam swoje humory. Ciągle się spóźniam. Nie ogarniam życia. Jedyna rzecz, która mnie jeszcze trzyma na tym świecie, to nadzieja. Ideowiec. Nie lubię, gdy inni narzekają. Hipokryta. Oddałem swoje życie Jezusowi. Chrześcijański konformista.

Lubię Tic Taci o smaku Minionków, przedświąteczne porządki i książki Brett, Hołowni, Schmitta. Nie lubię tradycyjnego piwa, kompotu z suszu i horrorów. Po „Listach do M.” przekonałem się do polskich komedii romantycznych. Staram się zachwycać, łapać wyjątkowe momenty, doszukiwać się we wszystkim wyjątkowości. Szukam w drugim człowieku tego, co najważniejsze.

Motto? „Zacznij od robienia tego, co konieczne; potem zrób to, co możliwe; nagle odkryjesz, że dokonałeś niemożliwego” św. Franciszek z Asyżu. Chciałbym je stosować codziennie.

Dzisiaj bloger, jutro pisarz.

2 komentarze:

  1. Dlaczego dziewczyna tak dumnie opisuje siebie i wymienia wady? Od kiedy wady są powodem do chluby? Bóg stworzył nas tak pięknymi, a tu najlepsze co o sobie można powiedzieć to, że jest się złośliwą i nieznośną? Pan pięknie powiedział KIM JEST :)

    OdpowiedzUsuń