piątek, 27 maja 2016

Czy podczas ŚDM będzie zamach?

Brodacz: Ostatnio każda moja rozmowa o Światowych Dniach Młodzieży dotyczy zamachu. Ja opowiadam o przygotowaniach, konkretach, a druga strona pyta, czy nie boję się jechać. Jednoznacznie odpowiadam, że nie czuję strachu, ufam, a organizatorom mówię – sprawdzam! 


Teks w skróconej i zredagowanej wersji ukazał się w miesięczniku "Na Skale".

Sprawy bezpieczeństwa zostawmy państwu i organizatorom. Nie będę wspominał o wzmożonej ostrożności, bo ta ustrzeże nas co najwyżej od złodziejów. Głównym celem terrorystów jest wprowadzenie społecznego lęku. Jeżeli nie pojedziesz na Światowe Dni Młodzieży z powodu strachu, to ich cel został osiągnięty. Akty terroru mają za zadanie odebrać wiarę, nadzieję, zaufanie. Nie chcę tym tekstem nikogo manipulować, tym bardziej namawiać. Podaję argumenty, komentuję i odpowiadam, dlaczego w lipcu będę w Krakowie.

Czy jestem ignorantem?        

Uczestniczyłem w wydarzeniach religijnych skupiających miliony (ŚDM w Madrycie i Rio, beatyfikacja Jana Pawła II), czy dziesiątki tysięcy (europejskie spotkania Taize, Lednica, pielgrzymka do Częstochowy). Na każde z nich mógłbym wnieść bombę. Na Copacabanie spałem, mając w promieniu 50 metrów od siebie tysiące osób. W Rzymie stałem kilka godzin w niewyobrażalnym ścisku. Bywało, że wchodząc do wielotysięcznej hali podczas noworocznych spotkań Taize, nikt nie sprawdzał mi nawet plecaka. Czasem na ulicy minąłem jakiegoś żołnierza z bronią. Jak ktoś zemdlał, to w mgnieniu oka pojawiały się służby, karetka podjeżdżała wydzielonym pasem. Nie przeczytałem nigdzie, żeby podczas przytoczonych wydarzeń ktokolwiek zmarł. Śmieszy mnie, jak ktoś mówi, że przecież zawsze w Krakowie może być ten pierwszy raz. Prawda jest taka, że weryfikacja potencjalnych terrorystów jest możliwa tylko przy wjeździe do danego kraju, w naszym przypadku unii państw. Cytując klasyka, 9 na 10 wypadków zdarza sie w domu. Nie jestem ignorantem, dlatego zdaję sobie sprawę, że mogę zginąć choćby jutro, potrącony przez jakiegoś imbecyla.

Tylko ignoranci mogą powiedzieć, że nie istnieje ryzyko zamachu w Krakowie. Świat już od dawna powinien nauczyć nas, że istnieje debilizm religijny, kiedy jeden człowiek podpierając się swoim wyznaniem, potrafi zabić drugiego. Zabijały ideologie, ustroje, rewolucje. Jednostki od zarania dziejów potrafiły posunąć się do zbrodni, podkreślę – do tego wystarczy jednostka, nawet najgłupsza. Oczywiście po zamachach w Paryżu i Brukseli spoglądamy w stronę Państwa Islamskiego. Szukamy słabych punktów, potencjalnych celów dla ataku terrorystycznego. Rząd stawia w gotowości wszystkie służby, zdaje sobie sprawę z zagrożenia, przygotowuje plany. Tylko czy można zaplanować ochronę dla 2,5 miliona osób? 

Czy mogę zagwarantować bezpieczeństwo?

Oliwy do ognia w sprawie głównej areny ŚDM dodał Józef Pilch, wojewoda małopolski, odpowiedzialny za zabezpieczenie ŚDM, upierając się, że chciałby innej lokalizacji dla sobotniego czuwania młodzieży z papieżem i Mszy św. kończącej ŚDM. Wolałby sprawdzone Błonia, albo płytę lotniska w Balicach. Pierwszy pomysł wojewody to błąd logiczny. Krakowskie Błonia, park Jordana i dwa sąsiadujące z nimi stadiony mogą w sumie pomieścić najwyżej 700 tys. osób. Zaś organizatorzy potrzebują pola namiotowego będącego w stanie pomieścić ponad 2 mln ludzi, według najnowszego rządowego raportu 3 mln. Drugi wymysł Plicha wymagałby odwołania lotów na miesiąc, w tym uniemożliwił przylot papieża i pielgrzymów do Krakowa, nie wspominając o milionowych stratach lotniska. Dodatkowo przed wypowiedzią wojewody władze lotniska nie zostały poinformowane o rozważaniu Kraków Airport, przyznała Urszula Podraza, rzeczniczka lotniska. Bp Damian Muskus rozwiał wszelkie spekulacje: – 15 maja poznamy plan zabezpieczenia Brzegów i wszystkich innych miejsc spotkań młodzieży w czasie ŚDM, ale na pewno nie dowiemy się o zmianie miejsca uroczystości finałowych – ostatecznie wyjaśnił koordynator generalny Komitetu Organizacyjnego ŚDM Kraków 2016. 

Dziennikarze podchwycili powyższe pomysły i zaczęła się medialna burza. W kierunku organizatorów ŚDM miotano zarzuty braku kompetencji, wyciągano nieprzygotowanie Brzegów do spotkania z papieżem, ostatecznie odmieniano przez przypadki słowo "zamach". Dodatkowo doszło do przecieku raportu Rządowego Centrum Bezpieczeństwa: „Miejscowość Brzegi nie powinna być brana pod uwagę jako jedna z głównych lokalizacji uroczystości. Miejsce to jest źródłem wysokiego ryzyka dla życia i zdrowia ludzi”. Twórcy rekomendacji zwrócili problem na trudność w ewentualnej ewakuacji, utrudniony dostęp do zaplecza medycznego i brak melioracji. Bp Muskus odpowiedział stanowczo: – O wszystkich tych zagrożeniach było wiadomo od początku, nie są one niczym nowym, zresztą część problemów już usunięto – informował. ­Podobne stanowisko wyraziła premier Beata Szydło: ­– Po to są raporty, żeby z nich wyciągać wnioski i na ich podstawie przeprowadzać konieczne zmiany – uspokajała pani premier. 

Czy pojadę do Krakowa na ŚDM?

Huk w mediach społecznościowych zagłuszył przygotowany pod Wieliczką Dzwon Miłosierdzia, który ma swoim biciem powitać papieża Franciszka. Dzwonnicy jeszcze nie ma, ale w Brzegach już powstają symbole ŚDM  – Dom Miłosierdzia i Dom Chleba. Tabliczki informują, jak dojechać na Campus Misericordiae, jest Rondo Światowych Dni Młodzieży, można zobaczyć budowę tych miejsc. W pierwszym domu być może papież spędzi ostatnią noc w Polsce. Po jego wyjeździe w domu na stałe zamieszkają osoby starsze. Drugi dom ma być ogromnym w skali światowej magazynem żywności, gdzie wolontariusze mają służyć potrzebującym. Po ŚDM Błonia w sytuacji kryzysowej mogą być wykorzystane jako obóz dla uchodźców. Pomogą w tym mobilne kliniki specjalistyczne, w pełni wyposażone w sprzęt, które posłużą w najbardziej zagrożonych konfliktem miejscach na świecie. Pierwszy taki gabinet na kółkach poświęci już w lipcu papież Franciszek. To tylko namacalne przykłady tego, co zostanie po Krakowie 2016.

Celowo pominąłem w tekście pobudki religijne, społeczne, kulturalne. Mógłbym godzinami opowiadać, dlaczego warto jechać, że po każdym takim wydarzeniu bardziej ufam Bogu, że mogę poznać osoby z większości krajów świata, że poszerzam geograficzne horyzonty, rozwijam siebie, mogę inspirować innych. Mógłbym przekonywać, że być może nie doczekamy następnych Światowych Dni Młodzieży w Polsce, że nie będziemy uczestniczyć w większym wydarzeniu od tego, że jesteśmy zobowiązani do uczestnictwa w nich wobec Jana Pawła II. Ale chcę zrobić tylko jedno, uspokoić, poklepać po ramieniu i zapytać, czy w lipcu jedziemy?

PS: Podeślij proszę ten tekst każdemu Twojemu znajomemu, który zastanawia się, czy pojechać w lipcu do Krakowa na ŚDM. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz