poniedziałek, 6 czerwca 2016

Deficyt Chrystusa w sektorze pierwszym. Miłosierdzie ma zapach kamfory.



Blondynka: Przyjaźń z Panem Bogiem spotkała się z niebezpiecznymi deceleracjami służby serca. Czy to już arytmia wiary? Czy to migotanie komór zaufania? Koniec albo początek. Czy migotanie przedsionków nadziei? Mamy jeszcze szanse? Niesamowity Bóg w duchowym śmietniku, z kamforą dzięki której znika nie tylko ból ale też wraca spokojny oddech. Bo dawać komuś nadzieję, znaczy ocalić miejsce Boga w jego życiu.



/źródło; dzięki Ezer/


Tęskniąc za głosem. Spotkanie młodych na Polach Lednickich.

Moje spotkanie z samą sobą, ze swoim sercem, z duszą i z prawdą o nich. Z prawdą o mnie. Moje spotkanie z drugim człowiekiem, z prawdą o relacjach łączących mnie z innymi.
Spotkanie nade wszystko z Bogiem.

Cel -> Stanąć w Prawdzie, która jasno określa i kreśli czarno na białym, jak to z nami jest. Stanąć w Prawdzie, w świetle Prawdy, którą jest Chrystus. Stanąć w prawdzie by wiedzieć. Nie jak było wczoraj. Nie jak będzie jutro. Jak jest dziś. Z daleka od szpitali, praktyk, pracy, zamieszania i miliona spraw. Jedna, jedyna na osobistym spotkaniu pośród kilkudziesięciu tysięcy ludzi.
„Bo wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne. Tylko dziś jest Twoje.”

Najpierw była pewna niepewność.

Nie zaskoczyło mnie to. Chyba zawsze spowiedzi towarzyszy pytanie, czy na pewno już muszę iść. Teraz zadałam sobie inne pytanie. Czy stać mnie na to żeby odkładać spowiedź, by kumulować przewinienia i zbierać kolejne worki nerwów, złości i rozpaczy?
Czy Twoje serce jest na tyle silne Bogiem, na tyle żywe nadzieją, na tyle rytmiczne miłością?

Co zapamiętałam? Gdy kogoś kochasz to i tęsknisz, piszesz, dzwonisz, rozmawiasz, przebaczasz, rozumiesz, chcesz być, JESTEŚ. Gdy kogoś kochasz. Gdy kochasz Chrystusa.
 A czy Ty, kochasz Chrystusa?

Mając nadzieję.

Jesteś ukochany przez Chrystusa. Jesteś namaszczany olejkiem. Jesteś tym, którego tuli co siebie, którego chwali i z którego jest dumny. Ale Chrystus jest też Tym, który wymaga od Ciebie. Wymaga bo kocha, wymaga bo wie że jeśli nadzieja ocala Jego miejsce w Twoim życiu, w Twoim sercu to wszystko będzie dobrze. Nasmarowana jak przy bólu kamforą, jak po podaniu syropu i nasmarowaniu skroni kamforą przy przeziębieniu, Z duszą nasmarowaną kamforą, wolna, szczęśliwa, czysta.

Eucharystia w koncelebrze kilku tysięcy kapłanów, wśród kilkudziesięciu tysięcy młodych ludzi. Moment Komunii. Zabrakło Chrystusa, Tego Przemienionego. Ukrytego. Utajonego w kawałeczku białej Hostii. I nagle ogromny szok, nagle coś czego się nie spodziewałeś.

Czy Chrystus może uciec?
Myślę, że waśnie tego mi było trzeba. Gdy zabrakło utajonego w białym kawałku hostii Chrystusa. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam ogromny zawód. To nie była złość, to była przykrość, taka gdy ktoś coś mówi a później nie dotrzymuje słowa. Taka gdy ktoś pisze, ‘będę zawsze’ a znika w przeciągu kilku tygodni, może nawet dni albo godzin czy minut. Taka przykrość gdy jesteś kogoś pewny na 100 procent, a może nawet dałbyś sobie uciąć obie ręce za kogoś. Taka przykrość, że nagle się okazuje że nie miał byś dziś rąk. Wiesz co to jest zdobywać Chrystusa? Ja wiem od tego momentu, gd przez kolejne alejki Lednickich Pól szukałam kapłana, niosącego Najwyższego Kapłana. Jak narkoman szukający, działki. Choć możne to niestosowne porównanie. Ale tak przemawiające. Biegłam by odnaleźć moje Uzależnienie, które tak mocno dało o sobie znać pierwszy raz od dawna. Jak obłąkane i zlęknione dziecko szukające silnego i bezpiecznego ramienia ojca. Jak dziecko krzyczące całym sercem za matczyną Miłością. Jak ufne dziecko, biegnące do Dziadka odbierającego po lekcjach ze szkoły. Biegłam za zapachem i ciepłem leczniczej kamfory. Boskiej kamfory Miłosierdzia Boga. Biegłam. Ja. Za Chrystusem.

Poczułam jakby Chrystus nie tyle wymykał mi się rąk co z serca. Tak niesamowicie przeraźliwie serce przestawało być pełne Jego pokoju. A przecież zaledwie kilka godzin wcześniej na nowo zaprosiłam Go do mojego życia, do mojego serca, które on sam obmył słodyczą rozgrzeszenia, które chciało być wypełnione nim, które nagle odkryło że tylko w Nim i z Nim czuje się bezpiecznie. 

Pretensjonalnie skromni. 

Przyzwyczajeni, że Chrystus zawsze jest. Pod dostatkiem. Niemalże 24h na dobę. W milionach kościołów. Na co komu ŚDM. Co to za wymysły?  Co za ryzyko. A Ty? Czy Ty zaryzykujesz dla Chrystusa? Zaufasz Jemu czy może dasz się omamić i zastraszyć nagonce medialnej mówiącej w kółko o terrorystach? Chrystus zaryzykował. Choć to słowo spłaszcza tajemnicę Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Ogromnego ryzyka odkupienia właśnie Ciebie. Na co ten ŚDM? Jakby każdy nie mógł zostać w domu. Przyzwyczajeni, że wszystko da się załatwić pieniędzmi. Na pstryknięcie palcem mamy dostęp do sakramentów. Ot tak uczestniczymy w Niedzielnej eucharystii, trzeba dodać że z wielką łaską. Własnie na to ten ŚDM, to szansa by nadzieja ocalała miejsce Boga w Twoim sercu. A ufność byś położył w Bogu, nie w sobie czy innych. 
Czy powiem, że Bóg zniknie? Nie, nigdy tego nie zrobi. Chrystus, który jest Miłością nie odejdzie. Miłość trwa, Miłość po prostu zawsze Jest. Ale czy trzeba nam wojen? Czy trzeba nam czasów, w których nam Go zabraknie? Czy dopiero wtedy dostrzeżemy to jak bardzo jest niezastąpiony? Wygodni. Przyzwyczajeni, że to Chrystus będzie non stop czekał, że zdążysz do Niego wrócić. Nauczeni pazerności i tego że należny nam się Jego pomoc, Jego obecność. Klepiący bez namysłu "bądź wola Twoja" i wykrzykujący zaraz potem pretensje. Przyzwyczajeni, do tego że Chrystus ma być, ma czekać a ja jak mi się zachce to wrócę. 

Kamfora.
Tak jest, i sama siebie bije w pierś. 
Mówiąc,"Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem Ciebie, już nie jestem godna nazywać się Twoją córką".


Ten post niczego nie zmieni. Nie napiszę że Chrystus zniknie, że nie będzie czekał, nie będzie za Tobą tęsknił, będzie miał Cię gdzieś, że będziesz Mu obojętny. Nigdy nie ustanie w oczekiwaniu na Ciebie, Marnotrawny Synu i Córko. Zawsze będzie czekał z otwartymi ramionami. Z sercem pełnym Miłości i Miłosierdzia. Ale kiedy to Ty szukałeś Chrystusa?
Co niesiesz innym? Zwątpienie czy nadzieję? Żywy przykład wiary, czy to że na Pana Boga przyjdzie czas z wiekiem. Że dopóki piękni i młodzie, niezależni i samowystarczalni nie mamy co brać Boga pod uwagę. I choć wypełnione pustką serce pachnące kamforą wciąż zapychasz kasą, alkoholem, dragami, kłótniami, zabawami, brakiem szacunku do innych, podbijaniem świata to wciąż czujesz że czegoś i Kogoś Ci brak. 
Bo Nadzieja ocala miejsce Boga w życiu człowieka. Miejsce Boga, które idealnie wypełnia i nasyca jedyny Miłosierny i Mocny Miłością Bóg. 



Dawać nadzieje to ocalić miejsce Boga w czyimś życiu. 
Bóg był, jest i będzie. A Ty? Czy jesteś dla Boga? Czy mówisz, mam czas. 

Sam wiesz,  tylko dziś należy do Ciebie.
A Bóg może tylko kochać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz