Blondynka: Żyj tak, by nie żałować niewykorzystanych szans. Żyj tak, by nie żałować
niewypowiedzianych słów. Żyj tak, by umierając powiedzieć, niczego nie żałuje –
wykorzystałem każdą szansę, daną mi w życiu. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy,
by wywołać uśmiech na twarzy drugiego człowieka. Udało się. Żyłem pięknie –
choć nie raz runęło moje niebo. Żyj tak, by z przedostatnim oddechem, móc
powiedzieć: "Nikogo nie skrzywdziłem." Żyj tak by łapiąc ostatnie tchnienie, móc
bez lęku i z pełną ufnością wyszeptać: "W Twoje ręce Ojcze powierzam ducha mego."
Ostatnio miałam niesamowicie traumatyczny sen. Wykończona. Zasnęłam. We śnie umierałam. Słaba forma odpoczynku /za dużo
odcinków House`a na dobranoc/. To nie była łatwa śmierć, mimo że senna. Warunkiem,
bym mogła umrzeć była zgoda, z niesamowicie bliskim mi człowiekiem. A ponieważ
nie do końca była między nami zgoda w rzeczywistości, odbiciem we śnie były
jego słowa, że nie może mi przebaczyć. „Przebacza się tylko przyjaciołom,
prawdziwym przyjaciołom.” Kto mnie zna lepiej, wie jak bardzo emocjonalnym i
porywczym jestem człowiekiem. Jak bardzo przeżywam najmniejszą kłótnię, choć
często unoszę się gniewem. Tak rzadko chowam honor do kieszeni, choć tak bardzo
kaleczy mnie milczenie. Ciężar snu mnie przerósł. Nie mogąc umrzeć i stale się
męcząc, jak poparzona nagle się przebudziłam. Twarz zalana łzami. Pot
spływający po plecach. Ciarki. Ciemność za oknem. Słabe światła ulicznych
latarni. Zegarek – 3.49. Już nie chce zasypiać. Pamiętacie koszmary z dzieciństwa? Było
dokładnie tak samo strasznie. Bezbronna, wycierałam mokrą od strumieni łez
twarz. Wsiąść w samochód i pogodzić się. W zasadzie po prostu zacząć ze sobą rozmawiać.
Tykające wskazówki zegarka okrążały tarczę w tempie wieczności. Minuta za
minutą. Byle już nie spać. Dobiegła 6. Jak po hektarach suchej i palącej
słońcem pustyni, jak po ucieczce kolejnymi milami mroźnej Syberii z duszą na
ramieniu. Wskazówki dotarły na 6 nad ranem. Prysznic - orzeźwienie. Szybka
dedukcja. Czy na pewno to dobry pomysł. To tylko sen. Meg masz 21 lat. To idealny czas na to by obumarło to co złe.
Pewne ciężary nosimy znacznie za długo na własne życzenie, nawet gdy mamy 21
lat.
Gotowość.
Niebieska koszula – zawsze gotowa do założenia. Idealna na każdy dzień. Wyrażająca
szacunek i powagę sprawy. Biała marynarka. Niech ta nieskazitelna biel będzie
symbolem pokoju, który będzie tak potrzebny na miejscu. Aj. Płaszcz. Co jest w tych kieszeniach? No
tak – honor i duma, czas je wyrzucić do kosza jak zużyte chusteczki. Nie
powinny być nawet w kieszeniach płaszcza. Zawziętości już wystarczająco dużo
było przez kolejne miesiące, udaństwo niech też zostanie. Zabiorę tylko zapalniczkę.
Żeby zapalić świeczkę – daj Boże - świeczkę pokoju.
Czy potrzeba koszmarów by obudzić się z nieczułego życia. Z życia pozbawionego
radości, miłości, dobroci. Z życia pozbawionego sukcesów, przyjaciół, zgody. Z
życia bez Chrystusa. Czy potrzeba lanego poniedziałku by móc się śmiać i zerwać
na równe nogi? Triduum. To Ono powinno Cię obudzić. Co bardziej przeraża i
zasmuca niż śmierć najbliższej osoby? Co bardziej gnębi sumienie niż
niewyjaśnione sprawy i milczenie dzielące na długie kolejne tygodnie, miesiące
i lata?
Wielki Czwartek. Ostatnia wieczerza. Pożegnanie. Z większą lub mniejszą świadomością,
pożegnanie się z Chrystusem.
Wielki Piątek. Śmierć. Przerażająca, przeszywająca bólem, cierpieniem.
Wyciskająca z Ciebie krople łez, targająca serce strata.
Wieka Sobota. Wielka niewiadoma. Wielki grób. Bezradność. Oczekiwanie na
niewiadomą.
Triduum.
To czas przypominający o gotowości. To czas orzeźwienia. Czas trzeźwych decyzji. Może diametralnie zmieniających życie. Czas Triduum o zawsze gotowej do założenia błękitnej
koszuli duszy, koszuli łaski uświęcającej. Biała marynarka duszy i emocji – by
zawsze szły z pokojem a nie były nastawione na krzyki i wypominanie. Biała
marynarka duszy wypłukana we krwi Baranka. I zapalniczka. Zapalniczka serca.
Zapalniczka, która ogrzeje serce. Zapalniczka Chrystusowej miłości, która
ukocha. Zapalniczka Chrystusowego zrozumienia, które przytuli. Zapalniczka
Chrystusowej krwi, która przelana była te 2000 lat temu. Przeleje się również
dziś.
Dobranoc Głowo Święta.
Czy Chrystus czegoś żałował? Przecież był nieskazitelnie czysty. Idealny. Nie
było mowy o najmniejszym przewinieniu. Gdyby ktoś zapytał mnie czego Chrystus
mógłby, tak czysto teoretycznie żałować – powiedziałabym, że jednego. Mógł żałować
nas.
Mógł żałować tego, że musi nas „zostawić” na te trzy dni. Że musimy stanąć
w prawdzie sami przed sobą. Sami siebie musimy poddać probie. Jaka jest Twoja
wiara w Jego Zwycięstwo? Tobie, tutaj – Tobie i mnie jest znacznie łatwiej niż
ludziom 2000 lat temu. My już wiemy, że wszystko było zgodnie z tym co obiecał.
Że dotrzymał słowa. Że wrócił, że był choć go nie było. Jestem pewna, że strasznie
żal Mu było tego jak bardzo się boimy, jak małej wiary jesteśmy. Jak bardzo czujemy
się porzuceni. Mógł żałować, że przez te trzy dni nie będziemy czuć jego
ogromnej i rozpościerającej się nad nami miłości. Tej z krzyża. Paradoksalnie
bo przecież ta śmierć, te trzy dni były największym z możliwych wyrazów
Miłości. Miłości Chrystusa. Chrystus żałował, że nie będzie mógł nas kochać tak
jak dotychczas, tak po ludzku. Wiedział, doskonale zdawał sobie sprawę jak
ciężko będzie nam przejść na wyższy pułap miłości. Jak trudno będzie nam go
zrozumieć. Nam grzesznym materialistom, którzy wciąż żądają dowodów. Mógł
żałować, że przez te trzy dni nie będzie kochał jak wtedy, pośród tłumów, pośród
12 apostołów. Pośród ścian świątyni. Chrystus, człowiek Bóg żałowałby, że przez trzy dni będziemy uważać go za największego kłamcę, łajdaka i oszusta. Żałowałby, że
będziemy traktować go jak złodzieja, który okradł nas z zaufania i nadziei.
Znowu.
W czasie tego Triduum, po raz kolejny i zarazem po raz pierwszy, na nowo
adoruje Twój Krzyż Chryste. Na nowo odkrywam co byłoby gdyby dziś skończył się
świat. Co byłoby gdybym żyła te 2000 lat temu. Ufałabym mimo śmierci, czy
rzucała obelgi i oszczerstwa? A czy
teraz ufam? Czy moja wiara jest żywa czy tylko powierzchowna? Idąc dziś do Chrystusa,
chcę jak wyrwana ze snu oddać wszystko to co we mnie nieidealne by mogło umrzeć
na krzyżu razem z Nim. Chcę by umierający
Chrystus przebaczył mi wszystko. Nie chce Go obwiniać moimi porażkami i nie
chce mieć pretensji o cokolwiek. Chcę uwielbić Jego święte rany. Chcę uwielbić
ubiczowane Ciało. Chcę uwielbić Świętą Głowę, w którą wbija się cierniowa
korona. Chcę dziś stać pod krzyżem z Tobą. Z Twoją łączyć się żałobą. W bólu się rozpływać wciąż.
Bez dyskusji.
Nie ma bardziej idealnego czasu, by mogły
umrzeć nieprzemyślane słowa, które rzucone na wiatr poharatały czyjąś dusze.
Nie ma czasu, który tak bardzo namaszczony jest rozpaczą, która ma sens, jak
czas Triduum. To idealny czas, by mogło obumrzeć w Tobie udaństwo, zazdrość,
pycha. Schowaj miecz milczenia i wystawiania na próbę ludzi i Boga. Niech już
niczyje serce nie będzie bardziej poszlachtowane.
Życzę Ci.
Życzę Ci by ten Wielki Piątek, nie był kolejnym przebieganym po sklepach, nie był kolejnym przepełnionym krzykiem i złością, z braku cierpliwości.
Życzę Ci by Wielki Piątek był zatrzymaniem się. Życzę Ci by Wielki Piątek był chwilą zamyślenia. Chwilą śmierci z samym Chrystusem. By był dniem uwielbienia Chrystusowych ran. Chrystusowego krzyża. Chrystusowej męki. Chrystusowego serca, tak bardzo kochającego.
Życzę Ci.
Życzę Ci by ten Wielki Piątek, nie był kolejnym przebieganym po sklepach, nie był kolejnym przepełnionym krzykiem i złością, z braku cierpliwości.
Życzę Ci by Wielki Piątek był zatrzymaniem się. Życzę Ci by Wielki Piątek był chwilą zamyślenia. Chwilą śmierci z samym Chrystusem. By był dniem uwielbienia Chrystusowych ran. Chrystusowego krzyża. Chrystusowej męki. Chrystusowego serca, tak bardzo kochającego.
Nie musisz manifestować swojej wiary w pierwszej ławce. Nieważne jest by
ludzie widzieli jak leży krzyżem Twoje ciało. Najistotniejszym w dniu Śmierci
Chrystusa jest to, by krzyżem, leżała Twoja dusza.
Z nadzieją. Z wdzięcznością. Z kochającym sercem.
W oczekiwaniu na Zmartwychwstanie Chrystusa.
Blondynka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz