niedziela, 27 marca 2016

Czym różni się akcja od dzieła?

„Co jest charakterystyczne dla młodych, to że chętnie angażują się w akcje, czyli coś jednostkowego. Natomiast dzieło jest czymś, w czym trwamy. Mimo wahań, naszych nastrojów, rozkochania się w tym, albo dezaprobaty” – z ks. Sławomirem Sarkiem, duszpasterzem młodzieży, diecezjalnym koordynatorem przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, rozmawia Brodacz. 



Sebastian Banasiewicz: Wieczór z Emanuelem, Świadectwo Daru Modlitwy, projekt L4... Do ŚDM przygotowujemy się w diecezji przez różne inicjatywy, uczynki miłosierdzia, rekolekcje ewangelizacyjne. Co ksiądz myśli o tych pomysłach? Jaki jest ich cel? 

Ks. Sławomir Sarek: Wiesz, mi to dużo nie daje. Mogę być najwyżej z nich zadowolony. Inny jest charakter mojej posługi, bo on ma wymiar organizacyjny. Podstawowe założenie brzmi: po co to robimy? Możemy skupić się w naszych działaniach na takiej doraźności. Zatem, chcemy przyjąć grupę w naszej parafii. W efekcie skupiamy się na sprawach czysto organizacyjnych – co zrobimy, gdzie ich przyjmiemy, zaprowadzimy, ulokujemy, skąd będzie jedzenie, skąd finanse. Natomiast założenie, które poczyniliśmy na początku było inne. Co te ŚDM mają dać nam? Jako diecezji, jako młodym? Bo jeżeli mamy czymś się dzielić, to mamy założenie podstawowe. Dzielą się ci, którzy czegoś doświadczyli, którzy coś przeżyli, czymś się zajmują. Stąd parafialne centra ŚDM miały za zadanie zgromadzić młodych, żeby ci mogli pogłębić swoją wiarę i być gotowi, żeby dzielić się tą wiarą z innymi. 

A druga sprawa – że skoro chcemy się przygotować do ŚDM, to co po nich? No dobra, posprzątaliśmy, to teraz możemy wrócić do normalności. ŚDM mają być okazją do tego, że po rozbudzeniu swojej wiary, chcemy się nią dzielić.  Chcemy to uczynić dla obcokrajowców, ale pamiętamy, żeby dzielić się wiarą na co dzień. Stąd te inicjatywy, które podejmujemy w ramach przygotowań, one mają najpierw charakter osobisty.

Jak popatrzymy na te inicjatywy, ważną rzeczą w nich jest formacja duchowa. Trudno nieraz młodych przyprowadzić na spotkanie formacyjne, ale już na dobrze przygotowane spotkanie modlitewne jest łatwiej, bo ostatecznie pozostaje ktoś anonimowy. Nie wymaga się od niego, żeby coś powiedział, coś zaśpiewał, ale może uczestniczyć. To jest rzecz niebagatelna. Jeśli mamy się dobrze przygotować, no to wcielamy w życie słowa „Bóg z nami, to któż przeciwko nam”. Jeśli zabrakłoby jakiś miejsc w parafiach, diecezjach, czy dekanatach na gromadzenie się na modlitwie, to tak naprawdę mamy do czynienia z czysto świeckim działaniem. Bo gdy ktoś spojrzy z boku... no to co my im dajemy? Dla mnie to jest bardzo ważne i doświadczenie potwierdza, że dobrze przygotowane spotkanie modlitewne pobudza uczestników, nie tylko młodych, bo to nie o to chodzi, żeby na wieczorze z Emmanuelem uczestniczyli tylko młodzi, ale również ci, którzy w danej parafii będą młodych przyjmować – rodziny, członkowie parafialnej rady. Wiadomo, że będzie coś przy parafii – posiłek, jakieś wydarzenie, to też jest ważne, więc dla mnie Wieczór z Emmanuelem, ale też osobista modlitwa w intencji ŚDM jest pięknym wydarzeniem. Właśnie w to wpisuje się inicjatywa Daru Modlitwy, która po pierwsze pokazuje, jak dana parafia coś tam robi i widzimy, że różnie to bywa. Różnie jest z parafialnymi centrami, chociażby demograficznie, no bo jeżeli mamy małą parafię, to ileż tej młodzieży zaangażowanej może być. Jeśli przyjmujemy, że 10% młodzieży zaangażowanej w danej parafii to byłoby dużo, no to jeśli w danej parafii jest 30 dzieci, czy tam w takim wieku szkoły średniej, no to wiemy, ile to jest 10%, czyli 3. To tak się przekłada. Przecież widzimy we wspólnotach, duszpasterstwach akademickich, jaka jest oddźwiękowość. To nie może dziwić. Więc modlitwa.

Świadectwo Daru Modlitwy opiera się na tworzeniu filmików z modlitwą młodych za ŚDM i nominacjach następnych grup, wspólnot, duszpasterstw. Celem akcji było pobudzenie diecezji do czynnego udziału w przygotowaniach. Zaczęło się od parafii św. Józefa Robotnika w Kielcach. Po intensywnym roku mamy na koncie prawie 50 grup. Dużo osób się w to zaangażowało. Akcja dotarła do programu „Do zobaczenia w Krakowie”, gdzie nominowano Prymasa Polski abp Wojciecha Polaka wraz z młodymi z archidiecezji gnieźnieńskiej. Teraz już to idzie dwutorowo.  Jednocześnie jest etap ogólnopolski, ale za nim akcja rozprzestrzenia się po danej diecezji. Plan jest następujący – przejście przez wszystkie diecezje (nominacje odbywają się co tydzień) i przed samym wydarzeniem w Krakowie, Episkopat z Prymasem Polski zaprosi do akcji papieża Franciszka.

Żeby się pomodlił za ŚDM (śmiech).

Taki jest plan.

Może papież zdecyduje się pomodlić za dzieło, któremu patronuje.

Jak ksiądz dowiedział się że akcja wychodzi w całą Polskę, że został nominowany Prymas, jaka była księdza pierwsza reakcja?

Jest to świadectwo, czyli sprawa jednostkowa. Każde świadectwo dotyczy jakiegoś takiego małego wycinka. Natomiast pytanie jest – czy to jest akcja, czy to jest dzieło? I znowu – ŚDM możemy potraktować jako akcję – jak usłyszymy, że do Krakowa ktoś chce przyjechać i zobaczyć papieża, to to jest akcja. Ja doceniam akcje. Akcja może poruszyć, ale akcja może być tylko takim miłym wspomnieniem – o, jak miłą żeśmy akcję zrobili... A co się teraz w waszej parafii dzieje? No nic. Akcję możemy przeprowadzić. Mobilizacja jest. Co jest charakterystyczne dla młodych, to że chętnie angażują się w akcje, czyli coś jednostkowego. Natomiast dzieło jest czymś, w czym trwamy. Mimo wahań, naszych nastrojów, rozkochania się w tym, albo dezaprobaty. I właśnie to, co jest głównym motywem przygotowań i działań, to jest żeby z tej akcji przejść do tego, że to jest dzieło. 

Przykładowo – jeżeli ktoś zaprezentował się i pomodlił, świetnie. Ale czy to jest stałe? Czy chociaż raz w miesiącu tak się modlą? Czy tylko dlatego, że przyjechała kamerka? Bo to są te owoce. I teraz jeśli patrzymy na te dzieła, to one mają charakter promocyjny. Mają kogoś poruszyć i dobrze, że poruszają. Natomiast, czy dajemy komuś stały punkt, w którym on może brać? Nie. Wydaje się, że każdy z nas za taką stałością zmierza. Pokazując to na przykładzie jakichś tam miłości wakacyjnych. Ja się mogę w kimś tam zakochać. Chcę przeżywać z kimś miłość, aż po grób. Ale jeśli cały czas tylko szukam takich namiastek miłości, to mogę znaleźć tego masę, i w tej się zakocham i w tamtej się zakocham, i w tym się zakocham, i będę tak ciągle wzdychał, ale co to oznacza – że po pewnym czasie ta mi się znudzi, albo ten mi się znudzi. Co wtedy zrobię, znowu wymiana na nowy model? 

Ksiądz rozróżnił inicjatywy na akcje i działania. Dużym wydarzeniem jest projekt L4. Dla mnie jest on najdalej, a jednocześnie jest najważniejszy. W czasie warsztatów dla wolontariuszy ŚDM w Skorzeszycach rozmawialiśmy w małych grupkach o tym projekcie. Chcieliśmy, żeby połączyć go przykładowo z okresem kolędy. Idea, żeby co roku wolontariusze ŚDM chodzili razem z księżmi po kolędzie, żeby modlili się za osoby chore, cierpiące, też osoby dotknięte materialnie. Jak ksiądz zapatruje się na ten cały pomysł?

To jest przykład dzieła, które rodzi się przy okazji ŚDM, bo one mają zawsze konkretny temat. Chcielibyśmy, żeby ono było wydarzeniem ponad czasowym. No i teraz cały początek przygotowań opierał się na – róbmy wieczory z Emmanuelem i jeśli ktoś mówił mi, że chce być wolontariuszem to proszę bardzo, wykaż się właśnie zaangażowaniem w projekt L4, czyli sam, 2, 3, 8 osób, znajdźcie jednego chorego i odwiedzajcie go. I teraz jest problem. Nie wiem, dzieło podjęło kilka, może kilkanaście osób. To jest właśnie taka rzecz przemilczana. No bo chcieliśmy zabrać młodych, którzy są niepełnosprawni do Krakowa, ale na razie milczymy. Pokazuje to trudność z przebiciem się w takie konkretne działanie, no bo na kolędę to chyba tylko młodzi z parafii Włoszczowa chodzą, no bo to jest też kwestia czasu i tak dalej. Jednak dzień w dzień trzeba chodzić z kilkoma księżmi, więc to musi być duże centrum, żeby w ogóle miało taką możliwość osobową, personalną. Natomiast chodziło o to, żeby pokazać, że jeśli przygotowujemy się do ŚDM to nie po to, żeby one minęły, tylko że młodzi w ten sposób mogą zakładać parafialne centra, zespoły charytatywne i uczestniczyć w nich. Że to miłosierdzie, te dzieła miłosierdzia będą kontynuowane po ŚDM. Jest to bolączką, bo jeśli mamy temat ŚDM o miłosierdziu, no to wydaje się, że to jest taka najprostsza sprawa. Owszem są trudności z natury osób chorych. Bo może one nie życzą sobie przychodzenia kogoś, obecności, mają tam jakąś wstydliwą sytuację, albo opory natury takiej mentalnej, ale to jest dzieło, które uda nam się zrealizować, tu nie chodzi o tłumy, niech będzie jedna osoba w parafii, którą się opiekujemy. Bo tłumaczenie było takie, że nie wszyscy mają taki charyzmat i nie mogą się zajmować chorymi, bo są za wrażliwi, albo brzydzą się zapachem, to jest zrozumiałe, natomiast źle by się stało, gdyby ten projekt przeszedł mimo podczas tych ŚDM, że się w ogóle w niego nie zaangażujemy.

Na początku roku wróciłem z Europejskich Dni Młodych, ze spotkania Taize z Walencji. Wracając, mieliśmy nocleg we Włoszech, taka mała miejscowość, związana ze świętym Alojzym Orione. Są tam obecni księża, siostry, tworzą tam hospicjum specjalistyczne. Zapytali, czy chcemy, bo oni dają nam taką możliwość, żebyśmy mogli zobaczyć, spotkać się z chorymi. Mają tam głównie dzieciaki. Ich stan jest powiedzmy najcięższy, jaki mogłem sobie wyobrazić. Najcięższy jaki widziałem. To są przeróżne deformacje. Dzieciaki, które same nie oddychają, nie poruszają się, są przykute do łóżek. Podzielili nas na dwie małe grupy. Z pierwszej wracał kolega. Druga jeszcze nie wiedziała właściwie gdzie idziemy. Rzucił takie hasło, bo ktoś zadając najgłupsze pytanie świata, zapytał go jak było. Usłyszeliśmy, że widział „dużo miłości” i to jest też taka moja podpowiedź. To spotkanie mocno mnie poruszyło. Pokazało, jak można być z chorymi, po prostu być. Wolontariusze, często w starszym wieku, staruszki, które przychodziły, dotykały, uśmiechały się. Dla mnie to było duże świadectwo, że o tych ludziach się pamięta, że są osoby, które przychodzą. To jest dla mnie jedna z definicji miłosierdzia.

Dlatego ta inicjatywa L4, której nazwę zaczerpnęliśmy z Krakowa, ale treść w sumie włożyliśmy swoją, bo nie chcę tutaj stawiać się jako sędzia, ale wydaje mi się, że pomysł, na który wpadł Kraków – idźmy do chorych, zanieśmy im list i prośmy o modlitwę, to sorry. Ja będąc chorym wolałbym, żeby ktoś ze mną po prostu pobył i powiedział: „wiesz co, mam prośbę, ja się modlę za ten ŚDM, ale mi też miło byłoby, gdybyś ty się ze mną za to pomodlił. Taka była inicjatywa, żeby młodzi poszli do chorych. Księża chodzą pierwsze soboty, czy tam pierwsze piątki, do chorych – właśnie wtedy pójść, wtedy z tym księdzem pójść i przejść się do tych chorych. Pomodlić się nawet te dwie, trzy minuty, czy pięć, ile ten ksiądz tam jest. Może ktoś by się przekonał i powiedział tak: „no to jak chcesz, to przyjdź do mnie raz w miesiącu. Pomódl się ze mną, odmów różaniec”.

To czegośmy doświadczyli, będąc w Brazylii, że mieszkaliście u rodzin i dla nich w Kurytybie pięknym świadectwem było, to cośmy zaproponowali – pomódlcie się z nimi 10 różańca, a na czym się skończyło – na cząstce. No bo ktoś naprawdę nie potrzebuje rozmawiania o życiu. Tylko, że ktoś młody jest z nim i mówi: – „Babcia, będziemy się modlić różańcem”. I babcia to chwyta, no bo chce tego.

Z rodziną, która gościła mnie w Kurytybie, siadałem wieczorami do modlitwy. Zderzały się wtedy różne światów. Jedna osoba była wierząca, druga ateistka, ktoś tam odwrócił się od wiary, ale oni wszyscy siadali, byli z nami. Dawali świadectwo. Ksiądz też wspomniał o tym, że L4 jest w jakimś stopniu problemem. Chciałbym się skupić na problemach...

Nie ma inicjatywy, która nie wiązałaby się z problemem. No i nie o to chodzi, żeby teraz akcentować problemy, tylko pokazać piękno i perspektywę, dlaczego chcemy jednak trzymać się pewnych rzeczy. Problemy zawsze będą, bo nawet dzisiaj, jeśli świat się zaangażuje w taką inicjatywę i takie dzieło, to przyjdzie chwila słabości, no i powiem, że nie, zniechęciłem się, nie mam czasu. Nie przeskoczymy takiej rzeczywistości, no nie. Natomiast kwestia jest taka, czy coś jednak staramy się zorganizować, systematycznie, czy też ciągle chwytamy się czegoś nowego, nowego, no bo tamto nie wyszło. Pytanie, czy zmiana akcentów, zmiana dzieł, wynika z pewnej dynamiki przemian, czy też z takiego rozchwiania emocjonalnego, bo już mnie to nie bawi. Jest potrzeba, ale mnie to już nie bawi.

– – –
Rozmowa odbyła się w styczniu. W rozszerzonej tematycznie wersji ukazała się tydzień temu w bezpłatnym miesięczniku dla rodzin „Na Skale”. Znajdziesz tam 10 stron poświęconym Światowym Dniom Młodzieży w Krakowie. Jeżeli mieszkasz w diecezji kieleckiej, zapytaj o niego w swojej parafii. Polecam! Pierwszą część rozmowy z ks. Sławomirem Sarkiem możesz przeczytać tutaj. Następna część rozmowy już za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz