poniedziałek, 28 marca 2016

Ks.Jan Kaczkowski – wizytówka konkretnie kochającego i wymagającego Boga.

Blondynka: Chrystus zabrał go do Nieba, po starej Przyjacielskiej znajomości. Jezusowa miłość ukryta za okrągłymi oprawkami okularów. Oczy, ciemne oczy, jakby od mocnego koloru doświadczeń życiowych. Odbijająca się od ciemnej grozy, której nie jeden pewnie by się poddał, struga jasnego światła uratowała wtedy życie nie jednego człowieka. Ukryty w ciemnych oczach, przejrzysty Bóg.

                                                                                                                                /Dzięki BANITA/


Zapytany co zrobiłby, gdyby wiedział że jutro umrze odpowiedział: 
- Poszedłbym do spowiedzi, przyjąłbym Komunię Świętą, w miarę możliwości odprawił Msze. A jakby jeszcze wystarczyło siły i czasu, to zjadłbym pyszną, krwistą polędwicę, medium red w sosie pieprzowym lub rokforowym i popił butelką dobrego, czerwonego , wytrawnego wina rioja. W tej kolejności.”

Konkretnie kochające i miłosierne oczy.
Widzieliśmy się raz. W zasadzie to pewnie bardziej ja widziałam Jego. Nasze spojrzenia spotkały się tylko ten jeden, jedyny raz. Pewnie nawet nie zwrócił uwagi na to spojrzenie. Były tam tłumy. Niedzielna Eucharystia a później krótka rozmowa z Księdzem Janem, którą poprowadził Pan Piotr Żyłka. Co to było za spojrzenie? Dowiem się najprędzej jak dotrę do Nieba (daj Boże), bo tam na pewno jest już Ksiądz Jan. Ale z mojego punktu widzenia, spojrzenie było kluczowe i znaczące. Nie zamieniliśmy słowa. Słowa mówionego. Bo w tym jednym spojrzeniu wymienionym w kościele św. Wojciecha w Kielcach, powiedzieliśmy sobie więcej niż można sobie wyobrazić. W zasadzie On powiedział mnie. W czasie homilii przytaczał mnóstwo historii. Mówił obrazowo, mądrze i kluczowo. Tak jakby każde jego zdanie prowadziło grę na trafienia. I każde kolejne wygrywało. Trafiał w dziesiątkę. W sedno sprawy. Trafiał do młodych i starych, ludzkich serc. Wstrząsał i budził tych, którzy zasypiali otruci czadem grzechu i nienawiścią do świata kościelnego. Był żywym, wspaniałym przykładem na to jak niesamowicie dobrzy i potrzebni są kapłani. Koił ból, gównie ten psychiczny – bo jak sam mówił w książce „Życie na pełnej petardzie”: cierpienie psychiczne, jest trudniejsze do zniesienia niż cierpienie fizyczne. 
Napawał nadzieją i wiarą, przez swoją postawę w chorobie. Zarażał uśmiechem i pokojem. Ale nade wszystko był i jest – ufam, że na zawsze pozostanie – sprawcą EPIDEMII potężnej wiary w moc Chrystusa. 
Wróćmy do oczu – to Ksiądz Jan ofiarował mi spojrzenie Jezusowe. Ofiarował mi spojrzenie pokrzepiające. Spojrzenie wymagającego Boga Ojca i Miłosierne „Można? Otóż można” Jezusa. Spojrzenie przesączone siłą i mocą Ducha Świętego. Spojrzenie, które powiedziało ówcześnie – Magda, ogarnij się. Jeśli osadzisz życie we właściwym fundamencie, to nawet z glejakiem będziesz zadziwiać Świat, Chrystusem sprzed dwóch tysięcy lat. 
Jezusowa miłość ukryta za okrągłymi oprawkami okularów. Oczy, ciemne oczy, jakby od mocnego koloru doświadczeń życiowych. Odbijająca się od ciemnej grozy, której nie jeden pewnie by się poddał, struga jasnego światła uratowała wtedy życie nie jednego człowieka. Ukryty w ciemnych oczach, przejrzysty Bóg.


Bóg wymagający każdego dnia. 

Spotkanie z Księdzem Janem uświadomiło mi wtedy, że nie warto kończyć na Wielkim Piątku. Nie warto poddawać się po męce. Nie warto zdradzać samego siebie, swoich możliwości. Nie warto się poddawać. Nie warto zatrzymywać się na grobie swoich porażek, na Chrystusowym grobie. Nie warto wtedy odchodzić, gdy w życiu nie jest zbyt kolorowo. Co ja pisze?! Nie warto wątpić, nawet gdy ma się glejaka o najwyższym – czwartym stopniu w głowie. Niesamowita postać i postawa Księdza Jana uświadomiła mi jak dobrze jest się oswoić ze strachami, które często towarzyszą naszemu życiu. Oswoić, ale nie poddać się im. Warto tak jak On powstawać z martwych. Powstawać z każdej wiadomości o nawrocie choroby, z każdego etapu leczenia. Z każdej nieudanej próby. Warto walczyć. Trzeba wykorzystać każdą chwile, bo z każdej sekundy przyjdzie nam się rozliczyć. Nic tak nie prowadzi do Chrystusa jak postawa człowieka. Jak dobroć i pokój wypisany w oczach. Mimo, że często zmęczonych to pełnych szacunku i wsparcia dla drugiego człowieka. Ksiądz Jan wygrał życie. Ksiądz Jan wygrał każdą sekundę. Ksiądz Jan pomagał godnie i bez lęku przechodzić ludziom do Królestwa, nie z tego świata. Do Królestwa Chrystusowego. Dziś witają Go tam zastępy niebieskie a Dobry Ojciec czeka przy stole z nie byle jaką polędwicą Miłości. 
Zawsze gdy widziałam Go na zdjęciach, filmikach, przeglądając Facebook`a ale również wtedy na spotkaniu Eucharystycznym w kościele św. Wojciecha – budził respekt. Budził szacunek i podziw, ale nie taki pusty zachwyt. Powodował takie zaparcie tchu, które powodowało że zaraz zaczerpnięty głęboki oddech był zaczerpnięciem siły do działania dzięki Chrystusowi i dla Chrystusa. Chciało się i chce być takim jak On. I mocno wierze, w to że Ty również wciąż możesz nauczyć się od Niego jak pić kubek codziennie świeżej mądrości Bożej i z każdym łykiem trafnie odkrywać do czego Cię powołuje.

Misja.
Nade wszystko wiem, że każdy z nas – powołany do życia ma misję do wykonania.
Czy dotrzesz do celu? Czy pozostaniesz w Ogrodzie Oliwnym?
 A może przerażony zaufasz bardziej innym niż Chrystusowi, umierającemu na Krzyżu z miłości do Ciebie? A co jeśli powinie Ci się noga w grobie? Co jeśli nie będziesz już chciał się z Niego wydostać? Pozwolisz by Jezus wydostał Cię z grobu? Tak by Zmartwychwstać razem z Chrystusem?

Jestem śmiertelnie (myślę, że nie miałby za złe określenia) przekonana, że zaczął już nowe, wieczne życie w Niebie. I będąc już blisko Najlepszego i Najwyższego Boga, opowiada jak bardzo dziękuje Mu za to Triduum dwa tysiące lat temu. Jak bardzo jest Mu wdzięczny, że Bóg poczekał na Niego chwilkę, by mógł się stać częścią tego Zmartwychwstania po dwóch tysiącach lat. Jeden z kapłanów napisał „W nim Pascha dokonała się dosłownie”. Dookoła nas, wszędzie pojawiają się głosy jak wiele dobrego zrobił. Jak bardzo wymagał od siebie każdego dnia. Jak przepełnione dobrocią i odwagą było jego serce. 

Po przeżyciu tego Triduum. W tej oktawie Zwycięstwa. W oktawie Zmartwychwstania. Trzeba zapytać samego siebie: czy jestem zawsze gotowy na to by Pascha dokonała się w moim życiu dosłownie? Czy jestem w stanie powiedzieć z wielkim pokojem, ufnością i radością. „Całkowicie się zgadzam z panowaniem Twojej woli. Jeśli zechcesz odwołać mnie jutro, odwołaj, weź mnie”.

Co dziś możesz zrobić dla Księdza Jana?
Ksiądz Jan był kolejnym wielkim w swej małości człowieczej pośrednikiem Jezusa. Swoim życiem mówił: Podaj dalej Boga. Nie tylko słowem a czynem. Nie pustą gadaniną a pięknym przykładem. Nie krzykiem a milczeniem. Nie za wszelką cenę i bez szacunku a delikatnością. Podaj dalej Boga.

 W książce „ Życie na pełnej petardzie” czytamy:

„Proszę także mocno, żebyście nie zapominali o hospicjum w Pucku. To także apel do moich współpracowników. Błagam, żebyście tego dobra, które wspólnie wypracowaliśmy, nie rozmienili na drobne. Żebyście trzymali najwyższe standardy opieki, przejrzystości finansowej i moralnej. Ale też żebyście o mnie pamiętali. Nie stawiając broń Boże pomników, ale zachowując w modlitwie. Największym darem, jaki będziecie mogli mi po śmierci ofiarować, jest Msza Święta gregoriańska.
A ja, jeśli Pan Bóg przyjmie mnie do siebie, obiecuję, że na tyle, na ile mi pozwoli, bo to tez nie jest takie oczywiste, będę próbował być blisko was.
Przepraszam wszystkich tych, których skrzywdziłem, których niesprawiedliwie oceniłem. Proszę o wybaczenie wszystkich, którzy się poczuli przeze mnie dotknięci w tych momentach, kiedy nie stanąłem na wysokości zadania. I chciałem powiedzieć, że nie mam żalu do nikogo. Tak mi, Panie Boże, dopomóż.”

 Ks. Jan Kaczkowski


Pamiętaj o nas, na tyle na ile pozwoli Ci Nasz Tato.
My o Tobie nie zapomnimy.
Z wdzięcznością i pokojem. 


Wieczny odpoczynek racz Księdzu Janowi dać Panie,
a światłość wiekuista niechaj mu świeci.
Amen. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz