środa, 16 grudnia 2015

Boże Narodzenie w lipcu. Jezus szuka domu.

Blondynka: Nie mam gdzie spać. Nie mam 2 metrów podłogi. Mnie osobiście wystarczy metr i 55 centymetrów. Nie mam śniadania. Ale nie jem dużo, naprawdę. Nie potrzeba mi wiele. Tylko kawałka podłogi. Tylko śniadania, jeśli to możliwe. Wody by zmyć z siebie resztki dnia. Mam pidżamę, Puchatka i poduszkę. Kilka rzeczy w walizce. Kto użyczy mi kawałka podłogi? 


                                           
                               /absolutnie dobry człowiek i zdolna przyszła położna: W.Wzorek/


Jezus szuka domu. 

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami. I choć powiem Wam, że z biegiem lat lubię je coraz mniej to cieszę się, że znów niebawem będę świętować z Bogiem, pamiątkę Jego narodzin. Bo przecież z Przyjacielem chcemy świętować wszystko. Dla Przyjaciela jesteśmy w stanie znieść Jego nieidealną rodzinę – czyli wszystkich nas tworzących kościół, kapłanów też. Nawet chorzy robimy wszystko, by być na całych urodzinach – czyli idziemy do spowiedzi by zostać uzdrowionym, jesteśmy w stanie zjeść kawałek tortu choć jesteśmy na diecie – czasami po długiej "diecie na Pana Boga", przyjmujemy go w postaci Świętego Białego Chleba. A co najlepsze: wcale nie zawijamy się od razu po urodzinach mówiąc, widzimy się za rok albo przy jakimś Twoim sukcesie – czyt. Święta Wielkanocne – tylko zostajemy z Nim też w codzienności. I tego tak często brakuję. Przykro mi jak kogoś widzę tylko w Święta w Kościele. I broń Boże nie oceniam, daleka jestem od oceniania człowieka. Przykro mi bo wiem jak wiele traci. Jednak wiem też, że dostał taką samą wolną wole działania jak ja. Czasami chcielibyśmy uchylić komuś nieba, o czym wiedzą nasi rodzice, dziadkowie, czy już niektórzy z nas. Ale doskonale wiemy, że nikomu nie można wręczyć na siłę prezentu, jeśli nie spotka się z nami. 


Nie lubię Świąt. Kocham Jezusa.

Mimo wszystko od zawsze w Świętach zachwycały mnie 4 rzeczy. Kapusta Babci – jest genialna! Żarty Dziadziusia przy stole, który teraz na pewno żartuje przy stole Niebieskim. Kolędy śpiewane w kościele przez całe mnóstwo ludzi. Zawsze ale to zawsze jako mały perpeć, byłam pod ogromnym wrażeniem wypełnionego po brzegi kościoła. A mój parafialny kościół nie należy do najmniejszych. Już jako dziecko wiedziałam, że coś niesamowitego musi się dziać, skoro tyle ludzi, w tym samym czasie uczestniczy we Mszy Świętej. Ostatnią sprawą, która pochłania mnie do dziś jest Ewangelia czytana w tym czasie. Od zawsze byłam absolutnie zakochana w tej Ewangelii. Gdy kapłan zaczyna: Na początku było Słowo.. – świat zatrzymuje się w miejscu. To taka jedna z trzech nagród ewangelicznych w roku. Gdy słyszę tą, do tej pory trochę tajemniczą Ewangelię, zapominam o oddechu, w brzuchu czuje motyle szczęścia, a moje serce ma ochotę krzyczeć: Przeczytaj jeszcze raz! Tak bardzo rozkochała mnie w sobie ta Ewangelia. Niewiele mam ukochanych fragmentów. W ogóle to u mnie ciężko z Ewangelią, z Pismem Świętym. 


PŚ – brak potrzebnych aktualizacji..

Na przykład od zawsze nie lubiłam Miłosiernego Ojca, do czasu aż odkryłam, że sama jestem Marnotrawnym Synem. Taka niespodzianka! Jako ratująca świat dzielna nastolatka (i wcale nie chce obrazić nastolatków, bo to jest genialny czas, gdy się go dobrze wykorzysta, ale wielu rzeczy się nie rozumie i to też dobrze) - własnie wtedy miałam ochotę wezwać Jezusa na dywanik i zapytać, co On wygaduje o tych zapłatach za pracę w winnicy. Przecież to niesprawiedliwe. Ci pracujący od rana ledwo stoją na nogach. Nie oszukujmy się tamci na końcu się nie narobili. No i tak się kłóciłam z Ewangelią, dopóty dopóki nie zrozumiałam że ja też przychodzę na ostatnią chwilę nie jeden raz – i nie chodzi wcale o Eucharystię. Ale patrząc na swoje dość grzeszne albo wystarczająco nie do końca dobre postępowanie w życiu, to daj Boże, żebym zdążyła do tej winnicy chociaż jako ostatni. Bo ja wszędzie się spóźniam. Bo ja tak często wstydzę się wrócić do Boga jak narozrabiam. Jak ten Marnotrawny Syn do Miłosiernego Ojca. I tak odkrywając siebie powoli w Ewangelii, zrozumiałam, że ona naprawdę jest ŻYWA. Pan Bóg tak absolutnie fenomenalnie mówił, że Pismo Święte przebija wszystkie współczesne aplikację. Pismo Święte nie potrzebuje aktualizacji. Pisane przed wiekami i przez wieki jest wciąż AKTUALNE. 


Urodziny bez solenizanta to bezsens.

Chrystus rodzi się każdego dnia. Nie tylko w grudniu, nie tylko 24. Chrystus przyszedł na świat ponad 2 tysiące lat temu. Ale w naszych sercach i naszym życiu rodzi się na nowo każdego dnia. On przychodzi nie tylko w ten Adwent. On nie szuka domu i pustego miejsca przy stole tylko 24 grudnia. On będzie go szukał również w lipcu nadchodzącego roku. W czasie Światowych Dni Młodzieży. Ukryty w każdym przybywającym człowieku szuka kawałka podłogi, śniadania, noclegu i wody by zmyć z siebie resztki dnia. Zorganizuj wspólnie z opiekunem spotkanie rodzin zainteresowanych przyjęciem pielgrzymów. Mów ludziom o tym jak będzie wyglądał ten czas młodych na terenie parafii. Mów o tym, że nie muszą brać urlopów, że nikt nie będzie przesiadywał w domu pod ich nieobecność, że nie muszą wykosztowywać się na wykwintne dania. Wystarczy tylko śniadanie. Powiedz, że jedynym dniem wspólnie spędzonym będzie Niedziela. Że w tym dniu zjedzą wspólnie śniadanie, obiad i kolację. Powiedz tym, którzy nie znają języków że to nie problem, że są słowniki, translatory, mowa ciała i serca. Uspokój ich, wszyscy którzy przyjadą do nas to członkowie grup parafialnych. To młodzi ludzie, nastawieni pokojowo. Opowiedz im o wszystkim tak by przestali się bać i nie mówili, że nie mają łóżka dla pielgrzyma – wystarczy kawałek podłogi. A na koniec przypomnij o słowach z Ewangelii Świętego Mateusza:

A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.

Kto wie, może ktoś dotknie Nieba dzięki Wam. 
Absolutnie rewelacyjnie mówią o tym wszystkim Młodzi przyjaciele w filmiku:



                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz