„Zignorowałem to. Młodzież ma takie pomysły, ale to nie
znaczy, że jako duszpasterz będę ulegał bylejakości. Uznałem, że idziemy dalej.
Dzięki temu oni mogli doświadczyć bliskości spotkania z papieżem” – z ks.
Sławomirem Sarkiem, duszpasterzem młodzieży, diecezjalnym koordynatorem
przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, rozmawia Brodacz.
Sebastian
Banasiewicz: 1050-lecie chrztu Polski, Rok Miłosierdzia, Światowe Dni Młodzieży
w Krakowie. W jaki sposób ksiądz przygotowuje się wewnętrznie, duchowo do tych
wszystkich wydarzeń? Czym jest dla księdza ten wyjątkowy rok?
Ks. Sławomir Sarek: Myślę, że jest takim tekstem.
Sprawdzianem, który można opisać fragmentem komunikatu, zachęty księdza
ordynariusza na ten rok. Biskup Jan Piotrowski wspomniał w nim o dwóch
sprawach. Jednej, że jest to okres pomyślności, obietnicy Pana Boga. Z drugiej
strony, że miłosierdzie jest znakiem odpowiedzialności Boga za człowieka, który
jest grzesznikiem.
Cały czas jesteśmy wzywani do zawierzenia się Panu Bogu, do
korzystania z Jego miłosierdzia. Nie przypadkiem papież Franciszek ogłaszając Rok
Miłosierdzia, zaznaczył, że jest to rok łaski. Dlatego dla mnie jest to przede
wszystkim skoncentrowanie się na zwyczajnych rzeczach, obowiązkach
przygotowanych przez Pana Boga, ale w taki sposób, żeby skorzystać z Jego
łaski. Nastawiam się, że w tych zwyczajnych czynnościach Bóg będzie mnie prowadził.
Będzie pokazywał, jak mam ten czas owocnie wykorzystać. Jest to również
wezwanie dla mnie, żeby samemu na te propozycje, które chociażby przedstawił
papież Franciszek – korzystanie z odpustów, pielgrzymek, włączania się w dzieła
ewangelizacyjne – odpowiedzieć. Bo to nie jest tak, że mówimy tylko wiernym
„zróbcie to”, a sami z tego nie korzystamy.
Które to już będą
księdza Światowe Dni Młodzieży?
Zależy jak liczymy. 31., bo tyle lat żyję (śmiech). Te w
których uczestniczyłem? Na etapie diecezjanym to każda Niedziela Palmowa jest
momentem, w którym przeżywamy ŚDM, więc znowu 31. Natomiast te które są w
wymiarze międzynarodowym, to będą już 5. Byłem w Częstochowie, Rzymie,
Madrycie, Rio i teraz w Krakowie.
Które były dla
księdza najważniejsze, do których ksiądz wraca? Coś zmieniły, były szczególną
łaską, dotknięciem?
Każde są inne. Trudno powiedzieć, że jedne są ważniejsze od
drugich. W Częstochowie to było w ogóle spotkanie się po raz pierwszy. Byliśmy
za żelazną kurtyną. Nikt nam nie mówił, czym są Światowe Dni Młodzieży. Nawet w
seminarium nikt nie wspominał o tym wydarzeniu. Dopiero jak zawitaliśmy do
Częstochowy, to zmierzyliśmy się z tematem. Nikt nas nie informował, co też
pokazuje, jak to dzieło się przebijało. Owszem, gdzieś to w diecezji
funkcjonowało, francuscy skauci szli w naszej pielgrzymce do Częstochowy.
Dopiero w czasie czuwania z papieżem w sobotę byłem pozytywnie zaskoczony.
Doświadczyliśmy tego wielonarodowego tłumu, rozentuzjazmowanego, z takim
błyskiem w oku, wiwatującego na cześć papieża. Gdy były wymieniane kolejne
państwa, czy grupy językowe, było widać szał. Papież zwracał się do każdego w
jego ojczystym języku, no i ze zdziwieniem musiałem stwierdzić, że Hiszpanie
darli się głośniej niż Polacy. Byłem w szoku, że ktoś się może radować bardziej
od nas. Ale właśnie ten moment czuwania był pierwszym spotkaniem z ideą ŚDM.
Potem gdy zostałem moderatorem diecezjalnym Ruchu Światło Życie, przyszło mi
się od razu zmierzyć z kolejnymi ŚDM w Rzymie, no i zadecydowaliśmy, że
pojedziemy grupą oazową. Pojechało 50 osób.
Chciałbym, żeby ksiądz
więcej opowiedział o tym Rzymie. Popytałem. Podobno przybił ksiądz piątkę z
papieżem. Zielona trawka, część grupy chciała leniuchować na trawniku, przed
wami telebim... Pamięta ksiądz tę historię?
Nie chodziło o to, że grupa chciała leżeć na trawniku.
Stwierdziła, że gdzieś tam nie pójdziemy, że gdzieś tam jest niewygodnie. Ale
przecież, ktoś ten telebim tam ustawił, prawda. Zakładano, że z tej odległości
komuś przyjdzie oglądać i uczestniczyć w całym czuwaniu. Rzeczywiście, może tam
byłoby bardzo wygodnie, ale jest taka kwestia – nie po to przyjeżdżam, żeby
papieża oglądać w telewizji, bo to równie dobrze mogę zrobić w Polsce,
zaoszczędzając na finansach. Zignorowałem to. Młodzież ma takie pomysły, ale to
nie znaczy, że jako duszpasterz będę ulegał bylejakości. Uznałem, że idziemy
dalej. Dzięki temu oni mogli doświadczyć bliskości spotkania z papieżem. Tak
jak jest na innych wydarzeniach – papież przejeżdżał swoim papamobile pośród
tłumu i dosłownie byliśmy z nim przez płotek. Oni wtedy zrozumieli, że właśnie
o to chodzi, że trzeba być w centrum tego wydarzenia. Nawet jeżeli jest to
związane z jakąś niewygodą, z brakiem odpowiedniego miejsca... Ale przecież nie
po to jedziemy, żeby szukać wygód. Przecież inni też mają takie same niewygody.
Podczas Światowych Dni Młodzieży w Rzymie w roku 2000 doświadczyliśmy po raz pierwszy etapu
diecezjalnego. Mogliśmy być w diecezji Orvieto-Todi, w miejscowości Ficulle i
spotkać się z tamtejszą młodzieżą. Kontakty z nimi i ich rodzinami,
przynajmniej w kilku przypadkach, przetrwał do dnia dzisiejszego. To było
właśnie zasmakowanie w tym, że nie chodzi o to, żeby młodych przyjąć i ulokować
ich w punkcie noclegowym, a przyjąć do rodzin. Nikt z nas nie znał języka
włoskiego, oni polskiego tym bardziej. Jednak było nam dane się z nimi
zaprzyjaźnić. To było dla nas takim nie ukrywam, wyznacznikiem tego, jak może
przebiegać etap diecezjalny.
Byliśmy razem na ŚDM
w Brazylii. Etap diecezjalny przeżywaliśmy w Kurytybie. Czy młodzi, u których
gościliśmy, przyjadą do Kielc? Już wiemy, że na etap diecezjalny do diecezji
kieleckiej ma przyjechać 5000 młodych. Kim są ci młodzi?
Trudno odpowiedzieć o młodych z Kurytyby. Na razie się nie
zgłosili. Chodzi tutaj głównie o kwestie finansowe. Bo nawet jeśli nas
przyjęto, czy oni byli z nami w Rio, to jednak są to o wiele mniejsze koszty,
niż przyjazd do Polski. Myślę, że koszt przyjazdu do Polski musi sięgać dla
nich do 10 tys. zł. Z tego co wiem, próbują znaleźć takie środki. Ale czy
będzie to taka zorganizowana grupa i liczna, to nawet z tego, co już jest teraz
zgłaszane do Polski, to z Ameryki Południowej głównie przyjeżdżają grupy diecezjalne.
Zapisują się, ale nie ma możliwości, żeby to były duże grupy.
O samych młodych, którzy przyjadą wiemy niewiele, bo głównie
odzywają się do nas duszpasterze. Takim ważnym momentem, kiedy będziemy się o
nich mogli więcej powiedzieć, to będzie czas kiedy grupy zostaną skierowane do
centrów parafialnych i parafialne centra nawiążą z nimi kontakt. Będą wiedzieć,
co to za grupa, czym się charakteryzuje, jest jej przekrój wiekowy, czy jej
członkowie należą jakieś do wspólnoty, ostatecznie – kto do nich przyjedzie.
Pojawiły się
informacje, że wszyscy młodzi z Japonii na etapie diecezjalnym będą w Kielcach.
Całe 150 osób...
Nie operujmy liczbami, dlatego bo one są jeszcze płynne. W
tym momencie mamy do czynienia z deklaracjami parafii, zakładaniem liczby osób.
Dopóki oni jako grupa się nie zarejestrują i nie opłacą wyjazdu, to my nic nie
wiemy. Natomiast takim terminem granicznym jest właściwie czerwiec, gdzie
zamyka się rejestrację. Chyba, że nam się grupy zgłoszą wcześniej i wyczerpiemy
limit, który założyliśmy, czyli 5000 młodych. Takie są uwarunkowania. Sam
wiesz, że zgłaszanie na Rio zakończyliśmy gdzieś w marcu. Są kraje np. Francja,
gdzie oni założyli, że do końca lutego mają zamknąć listy, a potem to każdy
sobie indywidualnie szuka.
– – –
Rozmowa odbyła się w styczniu. W rozszerzonej tematycznie
wersji ukazała się w bezpłatnym miesięczniku dla rodzin „Na Skale”. Znajdziesz
tam 10 stron poświęconym Światowym Dniom Młodzieży w Krakowie. Jeżeli mieszkasz
w diecezji kieleckiej, zapytaj o niego w swojej parafii. Polecam! Pozostałe
części rozmowy z ks. Sławomirem Sarkiem możesz przeczytać tutaj (#1 i #2).
Zdjęcia autorstwa Pauliny Adamiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz