niedziela, 3 kwietnia 2016

Czym jest dla księdza Rok Miłosierdzia?

„Zignorowałem to. Młodzież ma takie pomysły, ale to nie znaczy, że jako duszpasterz będę ulegał bylejakości. Uznałem, że idziemy dalej. Dzięki temu oni mogli doświadczyć bliskości spotkania z papieżem” – z ks. Sławomirem Sarkiem, duszpasterzem młodzieży, diecezjalnym koordynatorem przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, rozmawia Brodacz.



Sebastian Banasiewicz: 1050-lecie chrztu Polski, Rok Miłosierdzia, Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. W jaki sposób ksiądz przygotowuje się wewnętrznie, duchowo do tych wszystkich wydarzeń? Czym jest dla księdza ten wyjątkowy rok?

Ks. Sławomir Sarek: Myślę, że jest takim tekstem. Sprawdzianem, który można opisać fragmentem komunikatu, zachęty księdza ordynariusza na ten rok. Biskup Jan Piotrowski wspomniał w nim o dwóch sprawach. Jednej, że jest to okres pomyślności, obietnicy Pana Boga. Z drugiej strony, że miłosierdzie jest znakiem odpowiedzialności Boga za człowieka, który jest grzesznikiem.

Cały czas jesteśmy wzywani do zawierzenia się Panu Bogu, do korzystania z Jego miłosierdzia. Nie przypadkiem papież Franciszek ogłaszając Rok Miłosierdzia, zaznaczył, że jest to rok łaski. Dlatego dla mnie jest to przede wszystkim skoncentrowanie się na zwyczajnych rzeczach, obowiązkach przygotowanych przez Pana Boga, ale w taki sposób, żeby skorzystać z Jego łaski. Nastawiam się, że w tych zwyczajnych czynnościach Bóg będzie mnie prowadził. Będzie pokazywał, jak mam ten czas owocnie wykorzystać. Jest to również wezwanie dla mnie, żeby samemu na te propozycje, które chociażby przedstawił papież Franciszek – korzystanie z odpustów, pielgrzymek, włączania się w dzieła ewangelizacyjne – odpowiedzieć. Bo to nie jest tak, że mówimy tylko wiernym „zróbcie to”, a sami z tego nie korzystamy.

Które to już będą księdza Światowe Dni Młodzieży?  

Zależy jak liczymy. 31., bo tyle lat żyję (śmiech). Te w których uczestniczyłem? Na etapie diecezjanym to każda Niedziela Palmowa jest momentem, w którym przeżywamy ŚDM, więc znowu 31. Natomiast te które są w wymiarze międzynarodowym, to będą już 5. Byłem w Częstochowie, Rzymie, Madrycie, Rio i teraz w Krakowie.

Które były dla księdza najważniejsze, do których ksiądz wraca? Coś zmieniły, były szczególną łaską, dotknięciem?

Każde są inne. Trudno powiedzieć, że jedne są ważniejsze od drugich. W Częstochowie to było w ogóle spotkanie się po raz pierwszy. Byliśmy za żelazną kurtyną. Nikt nam nie mówił, czym są Światowe Dni Młodzieży. Nawet w seminarium nikt nie wspominał o tym wydarzeniu. Dopiero jak zawitaliśmy do Częstochowy, to zmierzyliśmy się z tematem. Nikt nas nie informował, co też pokazuje, jak to dzieło się przebijało. Owszem, gdzieś to w diecezji funkcjonowało, francuscy skauci szli w naszej pielgrzymce do Częstochowy. Dopiero w czasie czuwania z papieżem w sobotę byłem pozytywnie zaskoczony. Doświadczyliśmy tego wielonarodowego tłumu, rozentuzjazmowanego, z takim błyskiem w oku, wiwatującego na cześć papieża. Gdy były wymieniane kolejne państwa, czy grupy językowe, było widać szał. Papież zwracał się do każdego w jego ojczystym języku, no i ze zdziwieniem musiałem stwierdzić, że Hiszpanie darli się głośniej niż Polacy. Byłem w szoku, że ktoś się może radować bardziej od nas. Ale właśnie ten moment czuwania był pierwszym spotkaniem z ideą ŚDM. Potem gdy zostałem moderatorem diecezjalnym Ruchu Światło Życie, przyszło mi się od razu zmierzyć z kolejnymi ŚDM w Rzymie, no i zadecydowaliśmy, że pojedziemy grupą oazową. Pojechało 50 osób.

Chciałbym, żeby ksiądz więcej opowiedział o tym Rzymie. Popytałem. Podobno przybił ksiądz piątkę z papieżem. Zielona trawka, część grupy chciała leniuchować na trawniku, przed wami telebim... Pamięta ksiądz tę historię?

Nie chodziło o to, że grupa chciała leżeć na trawniku. Stwierdziła, że gdzieś tam nie pójdziemy, że gdzieś tam jest niewygodnie. Ale przecież, ktoś ten telebim tam ustawił, prawda. Zakładano, że z tej odległości komuś przyjdzie oglądać i uczestniczyć w całym czuwaniu. Rzeczywiście, może tam byłoby bardzo wygodnie, ale jest taka kwestia – nie po to przyjeżdżam, żeby papieża oglądać w telewizji, bo to równie dobrze mogę zrobić w Polsce, zaoszczędzając na finansach. Zignorowałem to. Młodzież ma takie pomysły, ale to nie znaczy, że jako duszpasterz będę ulegał bylejakości. Uznałem, że idziemy dalej. Dzięki temu oni mogli doświadczyć bliskości spotkania z papieżem. Tak jak jest na innych wydarzeniach – papież przejeżdżał swoim papamobile pośród tłumu i dosłownie byliśmy z nim przez płotek. Oni wtedy zrozumieli, że właśnie o to chodzi, że trzeba być w centrum tego wydarzenia. Nawet jeżeli jest to związane z jakąś niewygodą, z brakiem odpowiedniego miejsca... Ale przecież nie po to jedziemy, żeby szukać wygód. Przecież inni też mają takie same niewygody. 

Podczas Światowych Dni Młodzieży w Rzymie w roku 2000 doświadczyliśmy po raz pierwszy etapu diecezjalnego. Mogliśmy być w diecezji Orvieto-Todi, w miejscowości Ficulle i spotkać się z tamtejszą młodzieżą. Kontakty z nimi i ich rodzinami, przynajmniej w kilku przypadkach, przetrwał do dnia dzisiejszego. To było właśnie zasmakowanie w tym, że nie chodzi o to, żeby młodych przyjąć i ulokować ich w punkcie noclegowym, a przyjąć do rodzin. Nikt z nas nie znał języka włoskiego, oni polskiego tym bardziej. Jednak było nam dane się z nimi zaprzyjaźnić. To było dla nas takim nie ukrywam, wyznacznikiem tego, jak może przebiegać etap diecezjalny.

Byliśmy razem na ŚDM w Brazylii. Etap diecezjalny przeżywaliśmy w Kurytybie. Czy młodzi, u których gościliśmy, przyjadą do Kielc? Już wiemy, że na etap diecezjalny do diecezji kieleckiej ma przyjechać 5000 młodych. Kim są ci młodzi? 

Trudno odpowiedzieć o młodych z Kurytyby. Na razie się nie zgłosili. Chodzi tutaj głównie o kwestie finansowe. Bo nawet jeśli nas przyjęto, czy oni byli z nami w Rio, to jednak są to o wiele mniejsze koszty, niż przyjazd do Polski. Myślę, że koszt przyjazdu do Polski musi sięgać dla nich do 10 tys. zł. Z tego co wiem, próbują znaleźć takie środki. Ale czy będzie to taka zorganizowana grupa i liczna, to nawet z tego, co już jest teraz zgłaszane do Polski, to z Ameryki Południowej głównie przyjeżdżają grupy diecezjalne. Zapisują się, ale nie ma możliwości, żeby to były duże grupy. 

O samych młodych, którzy przyjadą wiemy niewiele, bo głównie odzywają się do nas duszpasterze. Takim ważnym momentem, kiedy będziemy się o nich mogli więcej powiedzieć, to będzie czas kiedy grupy zostaną skierowane do centrów parafialnych i parafialne centra nawiążą z nimi kontakt. Będą wiedzieć, co to za grupa, czym się charakteryzuje, jest jej przekrój wiekowy, czy jej członkowie należą jakieś do wspólnoty, ostatecznie – kto do nich przyjedzie. 

Pojawiły się informacje, że wszyscy młodzi z Japonii na etapie diecezjalnym będą w Kielcach. Całe 150 osób...

Nie operujmy liczbami, dlatego bo one są jeszcze płynne. W tym momencie mamy do czynienia z deklaracjami parafii, zakładaniem liczby osób. Dopóki oni jako grupa się nie zarejestrują i nie opłacą wyjazdu, to my nic nie wiemy. Natomiast takim terminem granicznym jest właściwie czerwiec, gdzie zamyka się rejestrację. Chyba, że nam się grupy zgłoszą wcześniej i wyczerpiemy limit, który założyliśmy, czyli 5000 młodych. Takie są uwarunkowania. Sam wiesz, że zgłaszanie na Rio zakończyliśmy gdzieś w marcu. Są kraje np. Francja, gdzie oni założyli, że do końca lutego mają zamknąć listy, a potem to każdy sobie indywidualnie szuka. 

– – –

Rozmowa odbyła się w styczniu. W rozszerzonej tematycznie wersji ukazała się w bezpłatnym miesięczniku dla rodzin „Na Skale”. Znajdziesz tam 10 stron poświęconym Światowym Dniom Młodzieży w Krakowie. Jeżeli mieszkasz w diecezji kieleckiej, zapytaj o niego w swojej parafii. Polecam! Pozostałe części rozmowy z ks. Sławomirem Sarkiem możesz przeczytać tutaj (#1 i #2).

Zdjęcia autorstwa Pauliny Adamiec.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz