„Czy ja chcę się do tego wydarzenia w jakiś sposób
przygotować i usłyszeć coś dla swojego życia, czy jadę sobie po prostu pobyć?
Wiadomo, w jednym i drugim przypadku, jeśli Pan Bóg chce, to człowieka łupnie”
– z ks. Sławomirem Sarkiem, duszpasterzem młodzieży, diecezjalnym koordynatorem
przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, rozmawia Brodacz.
Sebastian Banasiewicz: 1050-lecie chrztu Polski, Rok Miłosierdzia, Światowe Dni Młodzieży. Czym jest dla księdza ten wyjątkowy rok?
Ks. Sławomir Sarek: Jest to dla mnie test. Biskup Jan
Piotrowski wspomniał w swojej zachęcie na ten rok, że z jednej strony jest to
okres pomyślności, obietnicy Pana Boga, a z drugiej, że miłosierdzie jest
znakiem odpowiedzialności Boga za człowieka, który jest grzesznikiem.
Nieprzypadkowo papież Franciszek, ogłaszając ten wyjątkowy rok, zaznaczył, że
jest to rok łaski. Dla mnie jest to więc czas skoncentrowania się na
zwyczajnych rzeczach, obowiązkach, przygotowanych przez Pana Boga, ale w taki
sposób, by korzystać z Jego łaski, dać się poprowadzić. Jest to również
wezwanie, by odpowiedzieć na propozycje, które przedstawił papież Franciszek –
korzystanie z odpustów, pielgrzymek. Nie może być tak, że mówię wiernym
„zróbcie to”, a sam z tego nie korzystam.
Światowe Dni Młodzieży
już wkrótce. Dla księdza to nie pierwszy raz. Czy któreś z dotychczasowych ŚDM
były szczególne?
Trudno powiedzieć, bo też trudno te spotkania względem
siebie wartościować, ale przychodzi mi na myśl 1991 r. i Częstochowa. Ledwo co
wyszliśmy zza żelaznej kurtyny. Nikt nam nie mówił, czym są Światowe Dni
Młodzieży. Nawet w seminarium nikt o nich nie wspominał. Zmierzyliśmy się z
tematem dopiero, gdy zawitaliśmy do Częstochowy. To pokazuje, jak dzieło ŚDM z
trudem się u nas przebijało. Dopiero w czasie czuwania z papieżem w sobotę
doświadczyliśmy tego wielonarodowego, rozentuzjazmowanego tłumu, z błyskiem w
oku wiwatującego na cześć papieża. To było niezwykle ujmujące i ten moment był
dla mnie pierwszym spotkaniem z ŚDM.
Już wiemy, że na
etapie diecezjalnym ma do nas przyjechać 5000 osób. Kim są ci młodzi? Ponoć
możemy się spodziewać rewizyty z Kurytyby. Tam goszczono przed dwoma laty grupę
z naszej diecezji, m.in. nas obu.
Na razie nikt z nich się nie zgłosił. Chodzi głównie o
kwestie finansowe – 10 tys. zł od osoby to dużo. Z tego, co wiem, próbują
znaleźć takie środki, ale czy będzie to zorganizowana i liczna grupa? Nie
sądzę. Generalnie o młodych, którzy przyjadą, wiemy jeszcze niewiele. Ważnym
momentem będzie przyporządkowanie grup do centrów parafialnych, które nawiążą z
nimi kontakt. Wtedy poznamy szczegóły. Mówi się na przykład o 150 osobach z
Japonii, ale to na razie tylko spekulacje. Rejestracja zamyka się w czerwcu.
Podczas dni w
diecezjach jest moment, w którym wszyscy spotykają się w jednym miejscu.
Słyszałem o dwóch możliwościach – Kadzielni i stadionie Budowlanych. Jak to
będzie wyglądało?
Obydwa miejsca będą wykorzystane. W sobotę zorganizujemy
zwiedzanie miasta i zakończymy je Eucharystią, która pierwotnie miała się odbyć
przy katedrze, gdzie trudno będzie pomieścić w godziwych warunkach blisko 10
tys. osób. Dlatego pojawił się pomysł stadionu i to wydaje się logistycznie
rozsądniejszym wyjściem. Natomiast w niedzielę jest w planach Kadzielnia, gdzie
odbędzie się koncert „Gospodarze – Gościom” oraz uwielbienie.
Jak wyglądają
przygotowania na poziomie samorządowym i rozmowy przedstawicieli diecezji i
władz miasta, wojewody?
Są to życzliwe relacje. Władze są otwarte. Ale my nie
stawiamy siebie w pozycji kogoś uprzywilejowanego. Chcemy na normalnych
zasadach skorzystać z dotacji, które są dostępne. Jest to szansa do
wypromowania regionu, bo bez żadnych starań przyjeżdża nagle 5000 młodych ludzi
z całego świata. Samorząd nie musi ich zapraszać, zabiegać, ponosić kosztów
przyjazdu i pobytu, a może realizować program promocji regionu, pokazać choćby
dorobek historyczny naszej małej ojczyzny.
Jak wygląda z księdza
perspektywy podejście do tematu ŚDM w naszej diecezji zarówno wśród księży, jak
i wśród świeckich?
Jest to czas takiego przekonywania się: to, czy podchodzę do
sprawy poważnie, zależy od tego, czy widzę dane dzieło jako coś sensownego, czy
po prostu realizuję wytyczne, które są w zakresie moich obowiązków jako
duszpasterza. Wtedy widzimy różnicę pomiędzy pasjonatem a kimś, kto wiernie coś
realizuje, bo jest dzieło, ksiądz biskup zalecił, wyznaczył koordynatora i
trzeba działać. Należy też pamiętać, że nie każdy jest stworzony do działań
takich, jak ŚDM, i nie wszędzie te działania mają podatny grunt. Na dzień
dzisiejszy na przykład nie mamy centrów we wszystkich parafiach. Pytanie brzmi:
czy nie znalazła się tam młodzież, ale były próby stworzenia takiego centrum,
czy jednak nie znalazła się młodzież, bo po prostu jej tam nie ma? Młodzi
szukają szerszych perspektyw i wybywają. A ci, którzy zostają, często nie chcą
się angażować i trzeba to zrozumieć, ale też dostrzec perspektywę pracy, która
jest przed nami. Ożywienie wspólnot parafialnych to ważne zadanie nie tylko w
kontekście ŚDM.
Jesteśmy dumni z
kieleckiej akcji dotyczącej ŚDM, która przerodziła się w akcję ogólnopolską.
Prymas Polski abp Wojciech Polak wraz z młodymi z archidiecezji gnieźnieńskiej
przyjął zaproszenie do Świadectwa Daru Modlitwy.
Ta akcja opiera się na świadectwie – sprawie jednostkowej.
Nie mam oczywiście nic przeciwko Świadectwu Daru Modlitwy, ale chciałbym przy
tej okazji zwrócić uwagę na różnicę między akcją a dziełem. Światowe Dni
Młodzieży możemy potraktować jako akcję. Ktoś chce przyjechać do Krakowa i
zobaczyć papieża – to jest akcja. Doceniam akcje. Akcja może poruszyć, ale
akcja może też być jedynie miłym wspomnieniem. Często po zorganizowaniu akcji w
parafii nic więcej się nie dzieje. Brakuje efektu. Grupa zaprezentowała się i
pomodliła – świetnie. Ale czy to jest stałe? Czy chociaż raz w miesiącu tak się
modlą, czy tylko dlatego, że przyjechała kamerka? Czym innym jest dzieło. Ono
jest czymś, w czym trwamy. Mimo wahań, naszych nastrojów, rozkochania się w tym
albo dezaprobaty. Głównym motywem przygotowań i działań związanych ze
Świadectwem Daru Modlitwy jest przejście do tego, czym jest dzieło. Niech ta
modlitwa grup z poszczególnych parafii nie będzie sprawą jednostkową.
Co ŚDM może
zaoferować ludziom, którzy odkrywają swoje powołanie, przygotowując się do
małżeństwa?
ŚDM nie ma specjalnego przesłania dla tej czy innej grupy.
Zawsze odwołuje się w kontekście młodych do poszukiwania swojej drogi.
Uczestnicy są bardzo różni: niepełnoletni, studenci, pracujący. Są też
narzeczeni czy małżeństwa. Ważniejsze jest pytanie, czego oczekują te osoby.
Czego one tam szukają? Czy ja chcę się do tego wydarzenia w jakiś sposób
przygotować i usłyszeć tam coś dla swojego życia, czy jadę sobie po prostu
pobyć? Wiadomo, w jednym i drugim przypadku, jeśli Pan Bóg chce, to człowieka
łupnie. Ale nie ma jakiegoś specjalnego formatowania dla młodych małżonków czy
narzeczonych, tylko po prostu jest orędzie skupione na aspekcie Bożego
miłosierdzia, skłaniające do pytania: co w moim życiu woła o to miłosierdzie?
Może ktoś woła o miłosierdzie Boże, bo chciałby znaleźć męża lub żonę. Pan Bóg
mu odpowie, jeśli ten będzie słuchał.
W serialu
„Rodzinka.pl” synowie Boskich chwalili się, że jadą na ŚDM. Pozornie pobożne
motywacje ograniczały się w rzeczywistości do pięknych dziewczyn, które mają
przyjechać do Krakowa... To też powód.
Być może, ale według mnie było to słabe i bez wartości.
Natomiast faktem jest, że dobrze zorganizowana grupa powoduje, że więzy
wewnątrz niej są na tyle ciekawe, że może się z nich coś zrodzić. Tak samo w
grupie przygotowującej przyjęcie młodych. To jest ten klimat – nie
przyjeżdżamy, by poużywać życia, tylko po to, by pogłębić jego sens – i w takim
klimacie jest okazja do dojrzałych wyborów. Tam, gdzie jest Bóg, rodzi się to,
co najpiękniejsze.
Otóż to! Owocem tego,
o czym ksiądz mówi, było wyjątkowe wydarzenie, jakie stało się naszym udziałem
w Brazylii. Dwoje naszych znajomych wzięło ślub w Kurytybie. Jak ksiądz to
wspomina?
Dla Kasi i Kamila klimat wiary i wspólnoty, jaką są ich
rówieśnicy, był naturalnym środowiskiem, gdzie chcieli swoją miłość potwierdzić
sakramentem małżeństwa. Dlatego wybrali to szczególne miejsce. Dzisiaj każdy,
kogo stać, może sobie zawrzeć związek cywilny w niecodziennych warunkach: w
biegu, w kosmosie, ze spadochronem. I ten biedny urzędnik państwowy też musi
skakać na tym spadochronie. Do księży trafiają takie propozycje, ale na
szczęście Kościół tak nie działa. Ja i spadochron... Na pewno leciałbym
szybciej niż oni (śmiech). Kasia i Kamil podeszli do sprawy poważnie i dali
piękne świadectwo. O to chodzi.
– – –
Rozmowa ukazała się w powyższej wersji w marcowym numerze
miesięcznika dla rodzin „Na Skale”. Znalazło się tam 10 stron poświęconym
Światowym Dniom Młodzieży w Krakowie. Jeżeli mieszkasz w diecezji kieleckiej,
zapytaj o niego w swojej parafii. Polecam! Następny numer miesięcznika ukaże się
24 kwietnia. Pozostałe części rozmowy z ks. Sławomirem Sarkiem, dużo dłuższej,
poszerzonej tematycznie, możesz przeczytać tutaj (#1, #2 i #3).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz