Blondynka: Polecam Wam RUTYNĘ. Mimo, że
czasami jest gorzka i nie spostrzegamy szybko efektów. Polecam Wam rutynę.
Szczególnie buntownikom. Mnie nauczyła pokory. Najlepiej rutynę z witaminą C!
Bóg szaleje na punkcie tych, którzy przychodzą choć im się nie chce. I nigdy nie odsyła
ich z niczym. Mój Bóg jest ze mną w czasie każdej Eucharystii.
Rutyna jako suplement diety –
duchowej.
Rutyna, przynajmniej ta
bardziej związana z medycyną, to taki związek chemiczny. Oczywiście ma swoje wady
i zalety. Wśród zalet możemy wyróżnić chociażby to, że zmniejsza toksyczne
działanie utlenionego cholesterolu, co powoduje obniżenie ryzyka chorób
serca i miażdżycy. Mówi się też, że rutyna może zapobiegać nadmiernej
krzepliwości krwi i być wykorzystana w profilaktyce u pacjentów zagrożonych
udarami i atakami serca.
A najlepiej gdy się ja łączy z witaminą
C!
To zupełnie tak samo jak z tą rutyną, która często towarzyszy naszemu
chodzeniu do kościoła. I celowo używam tu słowa „chodzenie”. Bo często jest
tak, że my chodzimy do kościoła, nie można powiedzieć, że nie. Chodzimy, ale
nie uczestniczymy we Mszy Świętej. Jestem MEGA zwolennikiem
rutyny. Rutyna uratowała moje życie duchowe. Bezwzględnie. Gdyby
nie to, że jestem uparta jak osioł to pewnie z moim słomianym
zapałem już dawno znalazłabym się na obrzeżach historii duchowości.
Rutyna czyli skłonność do działania według utartych wzorów, była czymś
dzięki czemu odkryłam na nowo cud Eucharystii. Dzięki
chodzeniu z rutyny do kościoła i byle jakim byciu na Mszy Świętej, szatan niczym
toksyczne działanie cholesterolu miał do mnie mniejszy dostęp. Chroniła mnie
niczym powłoka ochronna. To początkowo bezsensowne w moich oczach
działanie obniżyło ryzyko odejścia od kościoła - a co za tym
idzie – odejście od Pana Boga, na zawsze.
Witamina C - nie tylko
jesienią!
Bez wątpienia, zbyt duża
dawka rutyny, może prowadzić do nieprzyjemnych konsekwencji. Czas
jej przyjmowania powinniśmy ustalić z lekarzem. Tak jak każdy lek czy
suplement diety nie powinniśmy stosować go zbyt długo – bo jak wiemy, może
przynieść więcej strat niż korzyści. Tak samo z rutyną w naszym życiu duchowym.
Najlepiej by była ona kontrolowana przez naszego duchowego
lekarza. Wiem, że mistrzem w dziedzinie medycyny duchowej jest Chrystus.
Z rutyny mogą się zrodzić
wielkie rzeczy i jednocześnie dobre rzeczy - ale może stać się tak,
że ona nas rozleniwi i wyżre od środka. Dlatego dobrze
jest przyjmować ją z witaminą C. Duchową witaminą C jest
bez wątpienia modlitwa. Nawet ta
wypowiedziana często bezmyślnie. „Bo gdy nie umiemy się
modlić, Duch Święty wstawia się za nami” - chyba tak mniej więcej mówi św.
Paweł.
[Mam nadzieję, że nie głoszę tu herezji]
[Mam nadzieję, że nie głoszę tu herezji]
Trzeba pozwolić by rutyna uchroniła nas,
przed zakrzepnięciem naszej wiary tak jak broni przed nadmierną
krzepliwością krwi. Trzeba pozwolić, by nasze serce na nowo chciało zaufać i uwierzyć w
obecność Chrystusa w Przenajświętszej Ofierze. Trzeba rutynę przyjmować,
ale z głową, ręką na pulsie i z dużą dozą ostrożności.
Bo niedobrze byłoby przedawkować.
Bo niedobrze byłoby przedawkować.
Za pozwoleniem – wspomnieniami w
twarz
Moja znajoma, której raczej nie po drodze z kościołem,
powiedziała kiedyś w żartach o tym jak dawniej było jej po drodze.
Opowiedziała, że przed swoją I Komunią Świętą napisała swojej Babci jedno
zdanie:
Już się nie mogę doczekać, aż przyjmę Jezuska do mojego serduszka.
Już się nie mogę doczekać, aż przyjmę Jezuska do mojego serduszka.
Dobrze jest przypomnieć sobie, co było wtedy we mnie –
w tym 9 letnim dziecku, które miało tak wielki szacunek i tak wielka
tęsknotę. Co było w tym maleńkim ciele i wielkim
sercu, co spowodowało tak wielkie pragnienie łączności z Bogiem? Może to
była prymitywna ciekawość. Ale może, chcąc ratować swoją niezastąpioną więź z
Bogiem, warto wrócić do tych - przez niektórych uważanych za
prymitywne - podstaw zaufania Chrystusowi i wiary w Jego
obecność w czasie Eucharystii. Bo Chrystus nie chce nas oszukać i
przerobić.
Serio! On oddał za nas życie, więc dał nam wszystko co miał.
Serio! On oddał za nas życie, więc dał nam wszystko co miał.
Z rodzinnego albumu
Gdy byłam maluchem rodzice zabierali mnie na
Niedzielną Eucharystię. Zawsze szedł z nami Kubuś Puchatek.
To był mój najlepszy przyjaciel. Mamy siebie do dziś. Był ze mną zawsze. Nie mogłam więc go zostawić samego, gdy ja szłam na Msze. Rodzice opowiadają, że kiedyś nawet gdy o nim zapomniałam, wróciliśmy się z połowy drogi.
To był mój najlepszy przyjaciel. Mamy siebie do dziś. Był ze mną zawsze. Nie mogłam więc go zostawić samego, gdy ja szłam na Msze. Rodzice opowiadają, że kiedyś nawet gdy o nim zapomniałam, wróciliśmy się z połowy drogi.
Potrzeba nam takiej dziecięcej troski o
naszych przyjaciół. Tego, by wziąć pod rękę swoją siostrę, przyjaciela czy
chłopaka i zabrać Go na Niedzielną Eucharystię. Potrzeba, by w naszych sercach
zrodziło się pragnienie poznania najbliższych nam osób, z tak dobrym i wielkim Bogiem.
Potrzeba nam tej dziecięcej wiary, tego bezgranicznego
zaufania do Pana Boga. Wiary w to, że On chce dla nas dobrze. Trzeba
nam uwierzyć na nowo w wielkość i świętość tego kawałeczka
białego Chleba.
I nawet gdy ktoś mówi Ci, że nic nie czuje i że jego chodzenie opiera się tylko na rutynie, że nie ma ono sensu, to powtórz Mu, to co usłyszałam na rekolekcjach prowadzonych przez absolutnie genialnego kapucyna – o. Leonarda:
I nawet gdy ktoś mówi Ci, że nic nie czuje i że jego chodzenie opiera się tylko na rutynie, że nie ma ono sensu, to powtórz Mu, to co usłyszałam na rekolekcjach prowadzonych przez absolutnie genialnego kapucyna – o. Leonarda:
„Człowiek z Eucharystii
wychodzi ten sam ale nigdy taki sam.
Eucharystia jest dla tych, którzy upadli żeby powstali. I dla tych, którzy idą żeby nie upadli."
Eucharystia jest dla tych, którzy upadli żeby powstali. I dla tych, którzy idą żeby nie upadli."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz