Blondynka:
Ostrożny altruista – właśnie taki ten Sebastian. Zaraził mnie pewnością siebie
i pokazał jak nie bać się wymagać od ludzi i świata. Udowodnił, że nie trzeba
bać się ciemnej nocy, bo gwiazdy też świecą. Ciekawski, pyskaty, no i zawsze do
Niego musi należeć ostatnie zdanie. Jak sam o sobie mówi, „dzisiaj bloger, jutro
pisarz”. Brodacz.
Można powiedzieć, że to część pierwsza
świadectwa ze spotkania w „Przystani”.
Brodacz: Dzień po
zamachu w Paryżu mówiłem konferencję na temat cierpienia w Chęcinach u
franciszkanów. Ponad 50 osób, młodzież, członkowie wspólnoty „Przystań”,
mieszkańcy. Było o obecności, chorobie, nawróceniu. Zacząłem od odpowiedzi na
pytanie: kim jestem?
Podoba mi się, jak na to pytanie odpowiadali kilka wieków po
Chrystusie. Rzymscy okupanci, chcąc wyplewić chrześcijaństwo, pytali ludzi, kim
są. Tylko wtedy to pytanie było równoznaczne z tym, w co wierzysz. Odpowiadano
pod groźbą kary śmierci. W co wierzę? W kolejności od najważniejszego – jestem chrześcijaninem, człowiekiem,
Sebastianem Banasiewiczem, synem, bratem, polakiem, studentem, blogerem, za
chwilę pisarzem, kiedyś prawie budowlańcem. Sobą. Odpowiedź jest gdzieś
pośrodku wszystkich wymienionych odpowiedzi. Staram się pamiętać w tym
wszystkim o jednym. Jestem indywidualnością. Jestem niepowtarzalny. Jestem
wyjątkowy.
Po internecie krążył kiedyś filmik „Dłuto Pana Boga”. Dwaj
komicy wymyślili kilkuminutowy dialog pomiędzy pewnym mężczyzną a Jezusem.
Nadawca był typowym facetem po 30 – żona, dzieci, problemy w domu i pracy.
Adresat był Bogiem w jeansach i lekką nadwagą. Humorystyczna rozmowa kończyła
się prośbą o usunięcie wszelkich wad u mężczyzny. Jezus po kilku prośbach wyjął
dłuto. Zaczął rzeźbić, podczas gdy bohater dramy wymieniał swoje wady, pomyłki,
grzechy. Po kilkunastu uderzeniach Jezus skończył. Mężczyzna zdziwił się, że nic się nie zmieniło. Na koniec usłyszał
prośbę, żeby wreszcie uwierzył, że jest „arcydziełem Pana Boga”. Dlatego
wstając, zawracam się do Boga: – „Twój Ulubieniec wstał. Co robimy?”.
182 cm, 73 kilo. Albo robię wszystko naraz, albo obijam się
cały dzień. Sprowadza sie to do tego, że raz w tygodniu robię 130% normy, a w
pozostałe dni nie zrobię nawet 30%. Chciałbym być perfekcjonistą, pedantem i
lalusiem. Jednak o 9 rano bliżej mi do lenia, klikającego na drzemkę, z włosami
stojącymi na wszystkie strony. Wkurzają mnie ludzie. Mam swoje humory. Ciągle
się spóźniam. Nie ogarniam życia. Jedyna rzecz, która mnie jeszcze trzyma na
tym świecie, to nadzieja. Ideowiec.
Nie lubię, gdy inni narzekają. Hipokryta. Oddałem swoje życie Jezusowi.
Chrześcijański konformista.
Lubię Tic Taci o smaku Minionków, przedświąteczne porządki i
książki Brett, Schmitta, Hołowni. Nie lubię bezsmakowego piwa, kompotu z suszu
i horrorów. Po „Listach do M.” przekonałem się do polskich komedii
romantycznych. Staram się zachwycać, łapać
wyjątkowe momenty, doszukiwać się w każdym dobra. Szukam w drugim człowieku
tego, co najważniejsze.
Motto? „Zacznij od robienia tego, co konieczne; potem zrób
to, co możliwe; nagle odkryjesz, że
dokonałeś niemożliwego” św. Franciszek z Asyżu. Próbuję, z miernym
skutkiem, stosować je codziennie.
Dzisiaj
bloger, jutro pisarz. Brodacz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz