Adoracje, spotkania ludzi przy Chrystusie obecnym w Najświętszym
Sakramencie są potrzebne. I choć w przeszłości nie miałam na nie czasu, to
postanowiłam go tym razem znaleźć. Na nocy ze Świętymi dowiedziałam się i
jestem pewna -
Bóg jest bandytą. Nie dajcie się oszukać.
Bóg jest bandytą. Nie dajcie się oszukać.
GRAFIKA
- Theofeel
Tak
sobie pomyślałam o nas.
Bóg
bandytą? Powiecie profanacja. To ma być katolicki blog? Co ma do tego ŚDM.
Bóg
jest moim najdroższym bandytą. Bardzo dawno temu zakochałam się w Nim jak w nikim innym. Rozmawialiśmy
godzinami a spotkanie z Nim, było dla mnie priorytetem.
Jak
to w zakochaniu często bywa, czasami jedna ze stron nie ogarnia i zauroczenie
nie przeradza się w miłość. Z naszej dwójki to ja nie ogarnęłam.
Łatwo
się ufa i łatwo się „kocha” gdy wszystko jest w nie najgorszej kondycji.
Jednak
rozum odmawia posłuszeństwa gdy zbyt mało się kalkuluje.
Pyłem
miłości w rany.
Robi
to jak prawdziwy profesjonalista. Po cichu, prószy w moją duszę dobroć i
wytrwałość.
Nie
usuwa spod moich nóg kamieni ale wręcza
mi prawdziwe trekkingi miłości.
Nie
zatrzymuje wiatrów, które chcą mnie porwać ale daje mi na tyle siły, że mogę iść wiatrom naprzeciw. Nie usuwa z
mojej drogi ludzi, którzy wykańczają moje serce ale wlewa w moje serce swoją krew w której płynie miłosierdzie i
zrozumienie.
Nie
zabiera sprzed moich oczu tragedii i porażek ale nawilża moje oczy łzami, które oczyszczają i dają pokój duszy.
Jest
bandytą, który nie kradnie a ofiaruje.
Jest bandytą, który nie krzywdzi a leczy.
Jest
bandytą miłości bo jego miłość jest tak wielka, że On sam nie potrafi Jej
zatrzymać dla siebie.
„I zapytał się mnie mój Bóg czy dzisiejszego dnia może
napaść mnie swoją miłością?
Bo jeśli nie to zapyta jutro.”
Czarnowski dresiarz.
Ja też często napadam na Boga. Tylko w czasie tej adoracji ze Świętymi zapytałam sama siebie jak ja napadam na Pana Boga.
Bo jeśli nie to zapyta jutro.”
Czarnowski dresiarz.
Ja też często napadam na Boga. Tylko w czasie tej adoracji ze Świętymi zapytałam sama siebie jak ja napadam na Pana Boga.
To totalna
masakra. Napadam z pretensjami, z krzykiem, z hukiem. Najchętniej
powybijałabym wszystkie szybki w kościelnym witrażu.
Najchętniej wzięłabym krzyż i zapytała „Boże czemuś mnie
opuścił?!”
Można by zwalać na świat. W końcu często mówimy, że żyjemy
w strasznych czasach.
Jednak ja osobiście uważam, że czasy są takie jacy są
ludzie.
Przyszło mi się przyznać, że wcale nie jest źle. Jest
tragicznie. Nie postanowiłam się załamywać a coś zmienić. Ale nie wszystko naraz. To typowe dla nas, zmieniać
wszystko na raz, na już – od razu, gdy w końcu zauważymy swoje błędy.
Chciałabym napaść Boga choć skrawkiem, choć jednym
procentem takiej miłości jaką On napada na mnie – takiej bezwarunkowej.
Chciałabym by niezależnie od tego jak bardzo będzie się kotłowało w moim życiu
ten jeden procent mojej miłości do Niego był bezwarunkowy.
Bo ja tak często wychodzę na spotkanie z Nim, jak Wody
Allen na spacer, przypinam do boku szpadę. Ale gdy napada mnie bandyta, chowam
broń i wyciągam laskę. Laska, którą podpiera się staruszek wzbudza litość. A ja
tej litości Bożej potrzebuje jak
nikt inny. Wcale nie chce, by wszystko naprawił ale chce by Jego Święta krew
mnie obmyła z lęku, by poziom strachu był prawidłowy a nie paraliżujący, chcę
by Jego krew działała jak insulina, która nie pozwala zbyt wysokiemu poziomowi
glukagonu wpędzić nas w śpiączkę cukrzycową, by jakaś fobia i lęk, by jakieś
wmawianie sobie, że nie zasługuję na Jego miłość nie spowodowało śpiączki,
która będzie zabierała mi kolejne godziny, dni, miesiące i lata życia bez
Niego.
Chcę by Jego obecność chociażby w Przenajświętszym
Sakramencie wypełniła każdy skrawek mojego ciała, jak tlen wypełnia komórki.
Nie jestem święta ale nie odbieram sobie szansy - bo On nigdy
mi jej nie odebrał.
Moje bandyctwo niesamowicie różni się od bandyctwa mojego
Boga. Taka z nas święta różnica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz